Archiwum styczeń 2005


sty 31 2005 can you lose her breath?
Komentarze: 1

napisalem tutaj notke o kolejnych facetach Ani. Bez szczegolnej martyrologii, lekko na ile tylko umialem, pelna jej zabawnych komentarzy jak tez i szczegolow. Dwie godziny pozniej wrocilem zdyszany do biblioteki, przekonany ze to jednak co innego pisac o jej zyciu, a pisac o swoim. Usunalem. sorry!

wciaz brak pomyslu w kwestii 14 luty

!!!

nigdy_i_nigdzie : :
sty 21 2005 Panu Bogu świeczkę
Komentarze: 13

Ania wierzy. Trudno mi powiedzieć dokladnie w co gdyż jestem laikiem, bezbożnikiem, ateistą, gnostykiem, deistą sporadycznym, leniem niepotrzebne skreślić. Wykonane kiedyś badania szczegółowe podstaw wiary Ani dały mi pełne przeświadczenie iż nie wie o czym mówi gdyż zakłada iż chrzest nie jest potrzebny do zbawienia. Powołując się na postanowienia Soboru Trydenckiego w kwestii powyższej (o którym nie miałem najmniejszego pojęcia ale brzmiało dumnie) nawrzucałem Ani że jest heretyczką i dobrze, że jej na stosie nie spalili po czym przytuliłem ją i usłyszałem, że przytulam ją tylko jak wygram jakąś dyskusję.

W istocie rzeczy wiara Ani zawsze budziła moje najgłębsze uznanie. Pierwszy raz dowiedziałem się o jej istnieniu gdy właśnie w najlepsze zacząłem przytulać się do jej ciepłego ciała i wszystkich tych niezapomnianych krągłości a Ania nic. Leży tak jakoś bez ruchu, na plecach, patrzy w sufit nic nie mówi no nic innego tylko wylew. Nagle jednak ożyła i ku mojemu absolutnemu osłupieniu przeżegnała się. A to dopiero pomyślałem. Nie za bardzo chciała wtedy o tym rozmawiać bojąc się moich kpin. Było to zupełnie niesłuszne gdyż dawno tak jak wtedy nie byłem z niej dumny. Trudno mi zresztą w pełni zrouzmieć to we mnie uczucie bo niby czemu. Podejrzewam tu się o jakąś całkowicie poronioną dulszczyznę w rodzaju „jakąż to sobie porządną dziewczynę znalazłem” o czym na szczęście szybko udawało się tak jej jak i mnie zapomnieć  by grzeszyć do białego rana.

Udało się nawet Annie zaciągnąć mnie do ołtarza, nie w pełnym jednak tego słowa znaczeniu. Którejś otóż niedzieli ogarnął ją metafizyczny niepokój o dusze nasze i postanowiła, że dziś zamiast upadku moralnego postawimy na odnowę i pójdziemy na mszę. Postanowiliśmy to zrobić z rozmachem, w katedrze starej jak ten co umarł nam król i równie dostojnej. Niech mi bóg wybaczy, na jakąś godzinę przed wypaliłem małego jointa ot tak dla kurażu i może troche z nudów oczekiwania na nią. O ustalonej godzinie ustawiłem się w miejscu widocznym przed świątynią i zastygłem cierpliwie. Anny nie było i nie było aż cała impreza zaczęła się bez nas. Wierni wdreptali do środka pozostawiąjąc nieliczne ogonki wystające z poszczególnych portali i zaczęli podniośle mruczeć i wibrować, a cała budowla, wszystkie jej cegiełki i szyby pobliskich samochodów wraz z nimi.

Anna pojawia się po dobrych dwudziestu minutach i ja mówię Aniu ty się Boga nie boisz, a ona się śmieje i bierze mnie za rękę i biegniemy żeby jeszcze choć trochę zdążyć. Biegniemy przez krużganki, tajnymi przejściami i nagle jakbyśmy z obrazu pradziadka wyszli w sam środek mszy wielkiej i podniosłej jak teatralna kurtyna wbiegamy zdyszani. Z tyłu, za ołtarzem bo tu tak dziwnie ołtarz w środku nawy. Gramolimy się między stalle co to jeszcze za Jana Kazimierza i jestem trochę zdezorientowany tym biegiem, jointem, spojrzeniami i pewnie bym uciekł, ale Anna trzyma mnie za rękę.

Siadamy, a msza porywa mnie tym swoim majestatem i nagle czuję się w filmie Greenewaya, który niedawno widziałem o czym natychmiast muszę jej wyszeptać, a ona ucisza mnie, ale sama też coś za chwilę wymyśla i coś się jej przypomina i też mi szepta i nagle szeptamy do siebie jak opętani, a dookoła chóry śpiewają i pamiętam trzech kapłanów bo to jakaś grubsza okazja była na habitach takie czerwone kapy mają wyglądają odrobinę demonicznie a, że stoją tyłem do mnie nie wiem jak wyglądają może mają makijaż o czym natychmiast donoszę Annie ku rosnącej irytacji naszych współpasażerów do zbawienia.  Mimo, że szeptam to wciągam się coraz bardziej. Po chwili znów zaczyna spiewać chór i nie widzę ich a głosy szybują tam i z powrotem po starych żebrzyskach katedry jak anioły piękne jakby znikąd i dym jeszcze i mruczę i wibruję wraz z wszystkimi wspaniale wybrałaś kochanie dzień naszego powrotu na łono kościoła oświadczam kolejnym szeptem i znowu szeptamy, ale nie myślę, że przeszkadzamy bo my szeptamy tylko do siebie, w usta sobie szeptamy święci jakby zaklęci w tych cichych muśnięciach słów które łaskoczą mnie w usta gdy ona mówi i ją łaskoczą gdy ja jakbyśmy się całowali oddechy nasze słowa całowali..

Szeptaliśmy tak wszędzie i zawsze na wykładach w kościołach tramwajach w deszczu i w lecie i sami wiecie... kiedyś pamiętam po wykładzie jakimś podszedł do mnie kolega i mówi że cały czas gadaliśmy i śmieje się bo mówi wykładowca się na was patrzył i cała sala razem z nim, a wy dalej i myślałem, że się całujecie, ale słychać było wasze głosy wiec nie i on się tak patrzył na was i patrzył i machnął ręką wreszcie i w tym kościele chyba też na nas machnęli ręką.

A potem przestajemy na chwilę bo ojciec prosi o ciszę w intencji duszy Stanisława więc milczymy w intencji i posłusznie myślę o Stanisławie i cisza wielka wzbiera nikt nawet nie szurnie i nagle ktoś dwie ławki przed nami puszcza bąka.

Zdrowego donośnego bąka w intencji Stanisława i nie śmieję się najwyższym wysiłkiem mięśni na jaki jestem w stanie się zdobyć i coś chcę do Ani powiedzieć ale odpędza mnie ręką i widzę jak zagryza wargę tymi swoimi małymi ząbkami żeby się nie śmiać więc nic nie mówię i nikt też nic nie mówi i Stanisław również nie protestuje. Po chwile opasły dominikanin przerywa ciszę i mówi coś kołysząc się lekko z rozłożonymi ramionami, a mi przypomina się jak w teleturnieju zapytano jaki zakon nazywa się po łacinie psy pańskie i uczestnik odpowiedział bernardyni co natychmiast muszę opowiedzieć Ani i śmiejemy się z bernardynów, a wszyscy myślą, że jeszcze z bąka, a już nie wypada trzeba przecież zapomnieć zdarza się i irytują się troszke bardziej ale to nic to wszystko takie ludzkie przecież modlić się pierdzieć wybaczać nienawidzieć kołysać się i wibrować, a potem wychodzimy razem ze wszystkimi in nomine patri et filii et spiriti sanctum i nic więcej z tego dnia nie pamiętam.

 

nigdy_i_nigdzie : :
sty 18 2005 Pali się moja panno
Komentarze: 7

Nad ramieniem siedzącego przede mną mężczyzny czytam jadąc autobusem dzisiejszą gazetę. David Beckham nie strzelił gola i nie rozwodzi się. Książe Harry w koszulce Afrika Korps. Mark Thatcher przyznaje się do udziału w spisku. Ktoś wyszedł nago z jaccuzi w domu wielkiego brata. Odnaleziono gwałciciela i mordercę czternastoletniej Amy.

Mężczyzna przede mną przestaje leniwie przerzucać strony i zastyga jak wiewiórka wpatrzony w mały artykulik w lewym górnym rogu strony. Obok zdjęcie Amy. Ma długie rozpuszczone włosy i przymrużone jakby od flesza oczy. Uśmiecha się. Została znaleziona w świeżo wykopanym grobie na jakimś odludnym przykościelnym cmentarzyku. Miała na sobie tylko skarpetki.

Jakoś tak długo czyta ten artykuł. A to kilka linijek. Zastanawiam się czego tam szuka. Czy patrzy na jej zdjęcie? Czy jest podobna do jego córki? Mężczyzna który to zrobił ma 42 lata. Niewiele więcej chyba niż on. Czy myśli o tym, że miała czternaście lat i nie żyje? Czy myśli o tym, że miała czternaście lat i została zgwałcona? Czy myśli czy krzyczała?

Wreszcie przewraca stronę. Wysiadam z autobusu.

Pamiętam jak rozmawiałem kiedyś z Anną o jej fantazjach. W jakiejś chwili szczerości wyznała mi, że miewa je także na temat zbiorowego gwałtu. Dużo później gdy pokłóciliśmy się o to kto z nas dwojga jest bardziej walnięty wyciągnąłem to nagle i bezsensownie co szybko mi uświadomiła wzruszając ramionami. - To, wiesz, taka w sumie dosyć częsta fantazja - usłyszałem.

Pozostawało to zresztą w rażącym kontraście z jej reakcją na jakiekolwie faktyczne wiadomości o gwałtach. Jako, że w temperaturze pokojowej jest bardzo subtelną osobą wygłasza wtedy zawsze sąd iż jej zdaniem w przypadkach gwałtów należałoby stosować prawo Hammurabiego. Kiedy zaś trafia na mniej wyedukowanych osobników, którzy nie za bardzo wiedzą o czym właściwie mówi (ja) dodaje wtedy słodko - no wiesz – oko za oko – i dopiero potem syczy, że jeśli o nią chodzi to by skurwysynom tępym nożem jaja ucinała!

Jak to sie ma do fantazji? Jak to sie ma do mężczyzny z gazetą w którym nie mogę nie znaleźć chyba jakiejś odrobiny fascynacji tym co czyta. Zaraz potem wstaje, dobry ojciec mąż i kto tam jeszcze i może myśli co za sukinsyn tym bardziej wściekle im bardziej wstydzi się tego ułamka sekundy jakiejś zwierzęcej fascynacji gwałtem. Nie tylko kata przecież, ale i ofiary gdy dotyczy kobiety. Ale cała fascynacja kończy się dokładnie w momencie gdy uderzasz o ziemię i ktoś przytrzymuje ci butem twarz. I możesz uderzać dłonią w matę ile tylko chcesz. Może nawet mu to się spodoba.

A może nie. Bo sprawcy są równie rozczarowani jak ofiary, co beznamiętnym tonem ogłasza nam Szaszkiewicz na wykładzie z Psychologii śledczej i penitencjarnej. Wcale nie jest tak fajnie jak miało być. Pada deszcz, ciemno, krzaki, nic nie widać, a ona wcale nie jęczy z rozkoszy jak to sobie wyobrażałeś. I tylko wrzeszczy głupia krowa. To wszystko w ogóle przestaje być przyjemne.

Dlatego drogie panie – Szaszkiewicz nachyla się nad stołem, ale i bez tego wszystkie drogie panie na sali wpatrują się w niego jak mangusta w węża – krzyczcie, krzyczcie jak najgłośniej. Nie przestawajcie się drzeć!

Podobno najlepiej, że się pali.

 

nigdy_i_nigdzie : :
sty 17 2005 Pij pierdolony beduinie!
Komentarze: 5

Podejrzewano iż jest z Niemiec, z Francji, z Polski, z Australii, z Czech, z Irlandii, ze Stanów, z Nowej Zelandii, z Hiszpanii i z Kanady!

Mój akcent.

Myślę, że z tą Kanadą to im chodzi o Quebec.

 

nigdy_i_nigdzie : :
sty 13 2005 Aligator zwany Kaziem
Komentarze: 13

Od czasu do czasu zdarza mi się ochraniać parking pewnego centrum handlowego. Jest to, wbrew temu jak to brzmi, wymarzone przez każdego ochroniarza miejsce. Pozbawione przedstawicieli kadry menadżerskiej stwarza niemalże nieograniczone możliwości dwunastogodzinnego wypocznynku. Jedynym straszakiem pozostaj wizyta local area manager, który jednak czyni to rzadko i tylko do wczesnych godzin wieczornych. Heaven after seven jak to sobie tutaj mawiamy. Głównym ochroniarskim zadaniem pozostaje tam „po prostu bądź” zatem często trafiają tam oprócz zasłużonych także swieże ochroniarskie desanty z Nigerii czy dajmy na to z Cejlonu. Ostatnio zaś wylądowałem w budce z Kaziem.

Fazir. Albo Ahmar. Niewykluczonze, że Mehre. Kaziu. Ma 23 lata i jest oliwkowozielonym Pakistańczykiem. Pierwszą rzeczą jaka bezwzględnie rzuca się w oczy podczas kontaktu z Kaziem jest jego niezwykłe pobudzenie płciowe. Kaziu opętany jest jebaniem, a jako, że jest raczej subtelnym chłopcem mówiliśmy ogólnie o kobietach, przystając co tylko jakaś, by sobie Kaziu mógł obejrzeć. W którymś momencie naszej szychty Kaziu podzielił się ze mną swoim obrzydzeniem wobec masturbacji. Z wyraźnym niesmakiem odniósł się do mężczyzn, którzy co tylko zobaczą jakąś sztunię (chick) zaraz łapią się za Alberta. (beat the meat). Fuj!

Nieco rozbawiony oświadczyłem, że mi również się to zdarza i zapytałem Kazia czy on w ogóle. Odparł, że w ogóle to nie, ale nie częsciej niż raz w miesiącu. Zapadła martwa i krępująca cisza. Po dłuższej chwili Kaziu głosem nieco drżącym, ale pełnym estymy wobec mojej psychologicznej i życiowej eksperiencji spytał czy uważam, że powinien częściej. Oczy dziwnie mu błyszczały. Jako, że nie chciałem stracić na kilka najbliższych godzin towarzystwa odparłem iż uważam, że powinien raczej znaleźć sobie dziewczynę. I tu okazał się pies był pogrzebany.

Z rozpaczą w sercu Kaziu oświadczył mi iż nic z tego i w ogóle i do kitu. W tym właśnie momencie został Kaziem gdyż przypomniała mi się pewna piosenka, którą nie omieszkając natychmiast mu zaśpiewałem ku przerażeniu kilku przypadkowych acz anglojęzycznych przechodniów.

 

Taki sam, wciąż bez dam

Jak zrozumieć to mam

Uroczej Iwonce M odebrałeś sen

Kaziu Kaziu Kaziu

Zakochaj się

Kaziu! – prosze – zakochaj się

Lala!

 

Kaziowi choć ni w ząb nie zrozumiał, spodobało się, zaśmiewając się powtórzył kilka razy Kaziu Kaziu i w ten sposób chrzciny się odbyły. Problem jednak pozostał.

            Szybki wywiad kliniczny pozwolił mi dowiedzieć się iż Kaziu pochodzi z bardzo zamożnej Pakistańskiej rodziny, mają fabrykę i kilka samochodów. Jest to fakt przyznacie w pierwszej chwili szokujący jako, że nikt nie spodziewa się raczej po Pakistanie iż istnieją tam drogi, a co dopiero samochody, fabryki  czy zamożne rodziny. A jednak! Mają tam ponoć nawet bombe atomową ale ja tam w to nie wierze, bo niby na czym ją przerzucają? Na balistycznych międzykontynentalnych osłach, hę?

No nic. Jak udało mi się wykryć Kaziu posiadał swego czasu dziewczynę, ale już nie bo jej chodziło tylko o pieniądze. Każdej zresztą chodzi właśnie o to, ewentualnie o seks. Nie zaś o Kazia. Chcąc zaradzić temu kryzysowi Kaziu planuje zakup nowego Volksvagena Golfa co ma ułatwić podrywy. Tato przesyła z Pakistanu na ów cel 10 tysięcy funtów zapewne sądząc iż nie ma to jak inwestować w genom. Nie bardzo jednak widzę jak Kaziu uniknie tym samym kolejnej materialistki chcąc podrywać na golfa nie zaś na Kazia.

Pytanie to poważnie zafrapowało Kazia i poprosił mnie o konkretne rady na temat podrywu. Nie czułem się specjalnie uprawniony – podryw to dla mnie ogromny stres, zazwyczaj zasycha mi w gardle, bulgoczę jakieś nonsensy i jeśli przypadkowo nie zostanę poderwany przez kogoś nic z tego nie wychodzi poza kilkoma spojrzeniami w rodzaju „nie jesteś w moim typie”. Po trzeciej powtórce tychże przestaje udawać, że ich nie rozumiem i mrucząc coś ponuro w kufel z piwem rozpływam się w tłumie. Kaziu jednak wyraźnie postrzegał we mnie Casanovę jako więc, że nie zwykłem tracić świeżo nabytych punktów poradziłem iż najlepiej na początku zapytać obiekt o coś co cię, Kaziu naprawdę w niej interesuje, o czym sam chciałbyś pogadać coś przecież musi być skoro się na nią gapisz prawda? Porada ta nie przypadła Kaziowi do gustu. Sądząc po wyrazie jego twarzy myślał właśnie, że jeśli chciałby poruszyć naprawdę interesujące go kwestie to podszedłby do stolika, wyciągnął świństwo ręką i kilkakrotnie uderzywszy nim o blat poczekał na serwis. Zrozumiałem iż Kaziu potrzebuje twardej, męskiej porady. Teleewangelicznej, ze tak powiem. Zasugerowałem, że powinieni to zrobić na Aligatora. Tym razem trafiło – juz sama nazwa zrobiła odpowiednie wrażenie. Ale jak? Otóż po upatrzeniu odpowiednio smakowitego kąska musisz wbić w nią zęby, pociągnąć za sobą i nie puszczać aż przestanie wierzgać. O! Kaziu pokiwał głową i zatopił się w myślach po czym już do końca zmiany patrzył na mnie z uznaniem jakkolwiek mówił niewiele.

            Od tego czasu z pewnym niepokojem przeglądam poranną prasę oczekując co rusz makabrycznego artukułu o pogryzieniu jakiejś młodej dziewczyny przez pakistańskiego szaleńca. Mój niepokój jednakże ostatnio zelżał gdy Kaziu wysłał mi smsowe życzenia noworoczne. Oprócz tychże podziękował mi za wszystkie porady i obiecał, że jak tylko nowym golfem będzie jechał do burdelu to na pewno mnie ze sobą weźmie.

 

nigdy_i_nigdzie : :