Archiwum grudzień 2004, strona 1


gru 03 2004 Epilog
Komentarze: 5

„Doraźność”

 

Przyjechałem następnego dnia. Może godzinę po tym jak wszedłem do domu pukała do moich drzwi. Przyszła z różą. Usiadła i zaczęła przepraszać. A ja nie miałem pojęcia co zrobić – ani z tą różą, ani z tymi przeprosinami. I jak, w imię dydaktyki, opanować chęć wzięcia jej w ramiona...

 

Także bałem się tych przeprosin. Zawsze, co doskonale wiedziałem, przepraszanie kojarzyło się jej z upokorzeniem i bezsilnością. I nigdy nie udało mi się jej przekonać iż przepraszam może po prostu znaczyć „to nie było fair i tak więcej nie będzie”. Lub ona po prostu nie chciała w to uwierzyć.

Pamiętam jak opowiadała mi o jakimś swoim kolejnym rodzinnym faux pas. Świadek tegoż, jej wujek (ulubiony!) urządził jej jakieś krótkie kazanie po czym, co Anna mówiła z niekłamanym zachwytem w oczach, po prostu jej wybaczył. Nie mogłem wtedy pojąć cóż tak znamienitego jest w tym, dla mnie oczywistym, geście. Dziś gdy być może widzę więcej znajduję w tym jej zaskoczeniu prostą refleksję – ktoś kiedyś nie wybaczał jej nigdy, a przepraszam niczego nie zmieniało. Myślę o jej matce, która w tym co dane mi było usłyszeć nie wybaczała jej tego z czego wytłumaczyć się po prostu nie da, na czele z jej kobiecością, a może jestestwem.

Ojciec z kolei wybaczał wszystko dając jej, nim nie odszedł, to szalone, dziecięce poczucie wolności, za którym nigdy nie przestała tęsknić. W jakimś sensie okaleczyli ją obydwoje.

Jakieś rozdarcie w niej wyznaczają chyba dwie dewizy życiowe, z którymi jej rodzice wyprawili ją w świat, a pomiędzy którymi Anna nigdy nie umiała wybrać. „Leżące kusi” (by dobić) – to matka i „zawsze trzeba dać drugą szansę” – to ojciec. Często powtarzała te słowa w rozmaitych sytuacjach, często według nich postępowała. Raz jedne raz drugie. Nie sądzę jednak by w tych wyborach była konformistką. Przebywała raczej w świecie wiecznej rozterki pomiędzy bezwzględnością, a miłosierdziem, nie mogąc się zdecydować czy żyje w świecie besti czy ludzi i która z tych wersji zapewni jej przetrwanie.

Z taką właśnie schizofrenią Anna przemierzała świat w którym spotkała mnie.

 

...siedzącego naprzeciw niej bez ani jednego pomysłu jak tym razem moją rozpaczliwą walkę o to by nikt mi jej nie ukradł przemienić w konstruktywną i pouczającą lekcję. Zapytano mnie tutaj jaki miałem cel. Jedyne co dziś, a także i wtedy potrafię odpowiedzieć to jedna linijka z wierszyka jaki kiedyś dla niej napisałem

 

            chcę cię nosić na rękach i patrzeć jak się do mnie uśmiechasz

 

W jakimś sensie osiągnąłem to. Nim, po opisanych tu wydarzeniach, powróciliśmy do punktu wyjścia, nim znowu zabrzmiał gong Anna siadywała bardzo blisko mnie, patrzyła na mnie z jakąś czułością i trzymała mocno za rękę.

I uśmiechała się.

 

nigdy_i_nigdzie : :
gru 02 2004 Retro4
Komentarze: 3

Grzmotne sobie jeszcze epilog. Ale nie krepujcie sie.

 

 

"Halo"

 

A teraz A. Nim stanę za twoimi plecami. Nim powiem hej. Jak pająk do muchy. Nim nie znajdziesz słów.

 

Dam ci szanse.

 

Prawie szepczę to wykręcając numer. Jest może szesnasta. Spotka sie z nim za cztery godziny. Dzwonię do niej. I wszystko co powiesz...co powiesz? Bo ja chciałem powiedzieć, że cię bardzo kocham i ani chwili już nie wytrzymam bez ciebie. I jeszcze dziś popołudniu wskoczę do pociągu lub do tej słuchawki zaraz i pójdziemy gdzieś wieczorem cieszysz sie prawda?

 

Cieszy się.

 

Niewiarygodne. Brzmi jakby naprawdę. Lecz może nie o dwudziestej. Ach, czemu!

 

Dam ci szanse

 

Powiedz to. Pozwól mi wiedzieć. Nic nie rodzi demonów szybciej niż ciemność. Pozwól. Mam przełyk rozciągnięty jak boa dusiciel. Przełknę, tylko wykrztuś, bo przysięgam tym razem możesz mieć niestrawność. Dopiero po 23? Bo do koleżanki jeszcze? I ksero? I notatki też? Ach ten podręcznik faktycznie! Ale, że też Jola nie możę poczekać. I tyle? I tyle.

Mało.

Klik. Odkładam telefon. Brzmi jak zapadka. Niech będzie 23. Dwunasta jak cie znam. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić scenariusza, w którym wiedząc co wiem, czekam na ciebie jeszcze dłużej może noc całą taką długą gdy gdzieś..

Nie

Nie tak to będzie. Aczkolwiek przecież dokładnie tak jak wybrałaś. Bez zaufania. Zza pleców. Zakalec, dokładnie według twojego przepisu.

Tik tak. Pozostaje mi tylko czekać, aż założysz swoją pomarańczową bluzę. Kiedyś miałaś pomarańczowe spodnie. Babcia mówiła,ci że wyglądają kurewsko więc chodziłas w nich cały czas. Mi się podobały.

 

O 19 przychodzi kumpel prokurator. Z rozbawieniem informuje mnie o złamanych paragrafach. Nie istnieją dla mnie. Jestem święty, kocham. Prawda Augustynie? Tylko czemu krztuszę się żółcią.

 

O 20 wychodzimy. Z budki, nie z domowego. Żadnych tropów. Przychodzę znikąd więc jestem wszędzie. Pietnaście minut później wszystko gotowe.

Lecz jeszcze jej nie ma. Przestąpiłeś z nogi na nogę Konradzie? Ćwicz! Czeka cię jeszcze co najmniej kwadrans, bierno agresywne po prostu takie są.

 

Trzydzieści. Właśnie mówisz, że bardzo ładnie dzis wygląda. Powinieneś. Bądź miły, to moja dziewczyna. I na pewno ładnie wygląda. Jeszcze 15 min.

 

I już. Stoję w plastikowym uchu na ścianie przychodni. 10 cyfr. Tysiące wciśniętych przycisków kończy właśnie ta sekwencja. Nie wyłączyłeś telefonu, prawda? Jeszcze nie ma powodu. A jeśli to nie on? Niejednemu psu burek przemyka mi przez głowę wraz z sygnałem połączenia. Trzy sygnały.

Halo

Jaki miły chłopięcy głos. Anna zawsze lubiła chłopięta. Gdzieś w tym halo dzwoni jeszcze jakieś ciepłe rozbawienie z poprzedniego zdania. Pytam czy mogę prosić Annę, mówię jej imię wraz z nazwiskiem. Chcę żeby wiedział, że wiem.

 

I teraz. Czy masz refleks chłopcze? Czy zdążysz połączyć fakty. Ciemne uliczki, podglądana pocztę, ten dziwny numer kierunkowy. Czy patrząc jej w oczy powiesz to chyba pomyłka. Czy masz refleks? Nikt pewnie nie wie, że właśnie się z nią spotykasz...Czy wyłączysz telefon mówiąc dziwne...cisza.... Czy...

eeeeeee

Nie czuj się winny!

eeeeeeee

Ach, jakie piekne eeeeeee, mów do mnie!

eeeeeee

A teraz po prostu daj ją do telefonu.

prosze

Jej głos. Niepokój delikatny jak skorupka lodu.

To ja! – obwieszczam radośnie. Nie muszę wcale udawać. - Kochanie ten pociąg co miałem nim przyjechać, cholera, odwołali go, przykro mi.

Ona zaczyna powtarzać nie denerwuj mnie, proszę cię nie denerwuje mnie, jak ci pieknie się głos łamie, ach milady!

Kochanie muszę kończyć, nie uwierzysz, ale ta komórka pochłanie impulsy jak potworek z pacmana. (wciąż nie denerwuj mnie prosze)  Będę jutro! Pa!

Klik!

Królestwo za ich miny!

Prokurator widząc moją minę śmieje się i podnosi do góry kciuk. Pyta czy idziemy na piwo. Oczywiście, jak tu nie oblewać takiej okazji. Przecież właśnie upewniłem się że ktoś kogo kocham spotyka się za moimi plecami z innym facetem.

Jeszcze tylko wisienka na tort, deserek dla mnie i coup de grace dla państwa, dosłownie pięć minut. Wbijam się do jakiejś kafejki po drodze do knajpy i szybko wystukuje sms na jego numer

„a teraz możecie się gubić w ciemnych zaułkach”

Touche!

 

Wracam późno. W domu dowiaduję się, że dzwoniła Ania. Kilka razy. Ach Aniu. I będzie jeszcze. Doskonale, mruczę ściszając dzwonek w telefonie.

Dziś nie sprawdze poczty. Nie przeczytam ani jednego maila, Ani jednego! Pierwszy raz od bardzo dawna. O niczym nie będę myślał. Mała czerwona dioda na telefonie błyska regularnie co pół godziny. Nie wiem do której. Usypiam jak niemowle. A dzieci bywają okrutne.

 

 

 

nigdy_i_nigdzie : :