mar 30 2004

Natural born orphant


Komentarze: 7

Ciekawa sprawa z tym jej eksem.

Do dziś nie potrafię jasno zrozumieć uczuć jakie do niej żywił.

Okoliczności mojego poznania Anny w zestawieniu z tym co działo się pomiędzy nimi tworzą bardzo niesmaczną potrawkę, której konsumpcja wywoływała i do dziś wywołuje niestrawność u każdej ze stron.

Przyparty do muru bronić się mogę tylko w jeden sposób. Kochałem ją.

Ja ją ona mnie. Zupełnie bez trzymanki. I takie to było proste.

Że on może powiedzieć to samo? Zapewne mówił.

 

Life is brutal.

 

Przyjmując najbardziej cierpką dla mnie wersję okoliczności naszego poznania myślę iż fakt że zainteresowała się mną wiązał się tylko i wyłącznie z poszukiwaniem nowej karty w gierkach jakie uprawiała ze swoim facetem. Wkrótce po tym gdy nasze hormony zaczęły osiągać na własny widok temperaturę wrzenia, a kontakt wciąż ograniczał się do przypadkowych muśnięć dłoni Anna pokłóciła się z matką i wyprowadziła z domu. Zgadnijcie gdzie.

 

Ależ nie do mnie. Ja wciąż ciężko pracowałem nad zaproszeniem do siebie na kawę. Naturalnym zbawicielem świeżo upieczonej sierotki był oczywiście eks i od roli tej bynajmniej się nie uchylił.

Złoty był z niego chłopak.

Plecak pakował.

Kanapkę robił.

Autobusy pamiętał

I z kolacją czekał.

Powaga.

 

A kolacja stygła aż przykro. Moje ówczesne spotkania z A były oczywiście zawsze szczęśliwym zbiegiem okoliczności, ale trzeba przyznać, że temu szczęściu to pomagaliśmy aż furczało. Zupełnie przypadkowo przychodziliśmy na nie swoje zajęcia, wykłady na które nie uczęszczaliśmy, odnajdywaliśmy się zamiast książek w czytelniach i odprowadzaliśmy się nieskończenie nadkładając drogi.

 

A zima była sroga tego roku.

 

walking through the suburbs

we're not exactly lovers

 

Drogi coraz częściej kończyły się w tej czy innej dyskretnej knajpce gdzie rozmawiając o literaturze staraliśmy się nie zwracać uwagi nasze poszukujące się pomiędzy kubkami z grzanym winem dłonie.

 

- Czy mogę cię dotknąć? - zapytała, gdy w myślach trzymałem ją w ramionach.

 

Karmacoma.

 

Nic zdrożnego. Moglibyście jeść lasagne z ciocią obok nas i nikt by się nie zgorszył. Nawet całowaliśmy się mało. Po prostu siadaliśmy bardzo blisko siebie i dotykaliśmy się policzkami, a jej oddech łaskotał mnie w ucho. Poza czasem i do ostatniego klienta.

 

Ludzie, co ja się wtedy ogoliłem. Mach 100 normalnie.

 

A potem, o trzeciej w nocy odprowadzałem ją, prosto pod jego drzwi.

I trwało to długo.

 

- No…

- No co?

- Miałeś napisać, że byłeś skończonym gnojem.

- Fakt.

- Zatem?

- Ok., Byłem skończonym gnojem.

nigdy_i_nigdzie : :
27 maja 2005, 21:59
...ileż straciłam nie czytając cię, dopiero teraz widzę ...
01 kwietnia 2004, 21:23
dobrze że Harley sprowadziła na ziemię bo już miałam górnolotnie pojechać...
eluś
30 marca 2004, 22:05
Normalna? Jakich wiele? Żartujesz ... niczego takiego jeszcze nigdy i nigdzie nie słyszałam, czytam wszystko z zapartym tchem i uwierzyć nie mogę ... jedyne wytłumaczenie, to takie, jak kiedyś Łukasz powiedział, że ludzie nie chcą, żeby ich kochano, bo kto i dlaczego może oprzeć się takiej miłości? Byłam jedną notkę do tyłu, ale już nadrobiłam, pozdrawiam ...
30 marca 2004, 20:13
Normalna historia, jakich wiele.
C
30 marca 2004, 16:06
Very nice story `bout two (or maeby three) people;) Hope so, it`ll has similiar end:) Best wishes.
30 marca 2004, 16:06
Very nice story `bout two (or maeby three) people;) Hope so, it`ll has similiar end:) Best wishes.
30 marca 2004, 14:38
niecierpliwią mi się palce by zapytać, czy także z Tobą tak później postępowała. Ale nie zapytam. ps. no to widzę Kunderę.

Dodaj komentarz