Archiwum 05 lutego 2005


lut 05 2005 feel like Phil
Komentarze: 5

Przyłapuję menadżera generalnego na wysyłaniu kuponu lotto. W trakcie godzin pracy. Nie lubię go więc idę bardzo powoli i wpatruję się w niego jak kangur w zaspę śnieżną. Nazywa się Phil i wygląda jak hatifnat.

 

Hatifnatowie wyrastają z nasion.

 

Jest wysoki i pociągły jak trzcinka pruskiego oficera. Porusza się po sklepie szybkimi nerwowymi ruchami jak gałki oczne lub Neo z matrixa.

 

Nigdy nie wiadomo kiedy stanie za twoimi plecami.

 

Nie lubi ludzi i ludzie nie lubią jego. W sklepie szeptają, że z poprzedniego miejsca przenieśli go za demotywowanie pracowników. Lubię gdy szeptają do mnie – czuję się wreszcie częścią zespołu gdy ktoś mówi mi „Phil to dupek”.

 

Demotywowanie

 

Podczas posiłku w kantynie siada zawsze przy osobnym stoliku i tylko któryś z pozostałych trzech managerów pozwala sobie bądź zmusza się by siadać wraz z nim jeśli akurat znajdzie się obok z talerzem w ręku.

 

Tak wypada.

 

Nigdy nie żartuje. Widzę raz gdy śmieje się tańcząc wokół wizytującego sklep cappo di tutti capi z centrali w Londynie. Capo jest mały i ponury. W ciemnym płaszczu wygląda jak włoski gangster. Nie smieje się z tego co mówi Phil. Zapewne minął już szczebel kariery z wymaganym entuzjazmem.

 

Kobiety

 

Krępują go. Jednym z managerów jest Jill. Blondynka z ciepłym uśmiechem i ślicznymi, wysportowanymi łydkami. Zawsze na obcasach. Któregoś dnia widzę gdy siedzą we dwoje przy stoliku w kantynie. Nie wymieniają ani słowa. Phil godnie spożywa Yorkshire pudding z wołowiną. Wszyscy podziwiamy jak Phil godnie spożywa. Jest naszym managerem i generałem. Na wypadek gdyby coś powiedział Jill co pewien czas obrzuca go czujnym spojrzeniem.  Ze swojego miejsca widzę jak nerwowo kiwa mu się stopa pod stołem. Jak nie dość dobrze umocowany element skomplikowanego mechanizmu.

 

Kiedy

 

Do mnie mówi zaczyna wszystkiego zdania od „right!” jakby już tą pierwszą sylabą chciał zaznaczyć iż wszystko co powie dalej zostało gruntownie przemyślane i nie pozostaje mi żadna inna reakcja poza tym właśnie słowem. Kiedy odzywa się do klientów próbuje żartować ale w najlepszym razie częstuje ludzi robiących tu zakupy od dwudziestu lat czymś w rodzaju jeśli weźmie pani większy koszyk będzie mogła pani kupić więcej rzeczy. Mam ochotę podejść wtedy do niego i szepnąć, że w żadnym wypadku nie nalezy im uświadamiać własnej chciwości.

 

Wieczorem

 

W sklepie nie ma prawie nikogo. Kasjerki wpatrują się w ścianę jakby miały religijne widzenie starając się nie spoglądać na wiszący na ścianie zegar na którym nie upływa czas. Nikogo już nie ma. Został tylko Phil i staff. Nie ma już rozkazów które można by wydać przez te ostatnie pół godziny, nie ma już celów i nie ma już sensu. Tylko my i Phil.

 

A ściana między nami

 

Milczenia. Widzę jak tuż przed ósmą podbiega i składa kupon do totalizatora. Gdy dostrzega moje spojrzenie pociera zdenerwowany dłonią twarz prawie jak chłopiec który stłukł wazonik z epoki ming i chce schować się za włanymi dłońmi. Tylko przez chwilę sycę się zemstą. Potem odwracam się i człapię pomału wzdłuż koszyków. Czuje się mniej samotnie gdy myślę, że nie tylko ja tak chciałbym być gdzie indziej.

 

 

nigdy_i_nigdzie : :