Archiwum 09 czerwca 2005


cze 09 2005 and iguana will bite those who don’t...
Komentarze: 6

Podzielę się tu pewną moją prywatną rozterką, bo właśnie o tym intensywnie myślę, a najlepiej jest pisać o tym co się myśli, bo inaczej coś bezmyślnego może wyjść na przykład. Otóż nie wiem czy zmienić swoje życie. Tak, zdaje sobie sprawę, że to brzmi jak nagłówek Strażnicy, pozwólcie sobie jednak wytłumaczyć, co uczynię na ulubionym swoim przykładzie czyli Annie.

Ona to właśnie była swego czasu motorem pierwszej poważnej zmiany w moim życiu. Motorem brzmi tragicznie, zaraz, bohaterem, nie, też nie, źródłem? Powodem? Brzmi jakbym opisywał obwód elektryczny. Uderzmy w wyższe tony! Zeit geist! Heglowski duch czasu! Ten, który się nie urodził lecz przyniósł go czas w kołysce okoliczności. Ten, który przychodzi i zmienia. Którego trzeba by wymyślić gdyby nie istniał. Kopernik! Napoleon! Hitler! Ania!

Trochę się uniosłem. Już wszystko w normie. Sto dwadzieście na osiemdziesiąt. Siedze na ławce, rynek w Manchesterze. Właśnie włączyli fontanny. Gołąb.

No więc życie i zmiany. Pomijając kilka filozoficznych napalmów w rodzaju ale czy my w ogóle istniejemy posiadam ogólne poczucie sprawstwa. To zaś poczucie każe nam planować i planujemy niczym Polski Ludowej budowniczowie, a im starsi jesteśmy tym odleglej planujemy, dochodząc do planu kolonizacji marsa w rejonie czterdziestki.

Planowałem i ja. Wychodząc z pewnego podejrzanego założenia iż jest to moje życie i mam prawo itede itepe na drugim roku postanowiłem zostać lekarzem. Bo jedyne co lubiłem w psychologii zaczynało się od przedrostka bio. Bo psychoanaliza wydawała mi się gorsza niż bolszewizm. Bo potrafiłem wymienić większość neurotransmiterów, wiedziałem gdzie leży most lecz nie mogłem pojąć co to jest ego. I tak dalej.

Gdy zmienia się swoje życie wszyscy nagle są tym przejęci, a nawet zmartwieni poza tymi, których to oczywiście gówno obchodzi. Zdecydowany i twardy jednak byłem i uściskałem w myślach znajomych gdyż do innego miasta się wybierałem, zapisałem na minimalną ilość kursów na trzecim roku, zakupiłem ogromną górę książek Pazdry i innych. Jak również z górą licealistów na kurs przygotowawczy się zapisałem.

Pozostało najgorsze. Jak też mianowicie oświadczyć mojej rodzicielce iż zmieniam swoje życie. Co w jej uszach musiało brzmieć następująco – kochana mamo, czy możesz utrzymywać mnie jeszcze przez kolejne sześć lat? Jako, że miałem już jednego magistra i to psychologia w zasadzie była już kaprysem rozumiecie o jak delikatnej kwestii mówię. W historii świata tak wiele już przecież wspaniałych inicjatyw musiało zostać zawieszonych na kołek z powodu odmowy powyższego. W pewnym telewizyjnym komentarzu dotyczącym niejakiego bruLionu usłyszałem iż odejście tuzów tej literackiej instytucji wiązało się w pewnej ilości przypadków z faktem iż rodzice nie mogli po prostu ich już dłużej utrzymywać.

A jednak. A jednak tym razem prześlizgnąłem się jeszcze przez sieć prozy i egzystencji i olśniony wspaniałomyślnością rodziny, choć pełen wyrzutów sumienia, wypłynąłem na przestwór planów, zmian i marzeń. Rozpoczął się psychologii rok trzeci, ktory to jednak dotyczył mnie tylko formalnie gdyż cały byłem już medyczny i w białych fartuchach zakochany i za każdą karetką się oglądałem, a w nocy tajemniczy świat wieloszczetów i innych biocenoz zgłębiałem, a derkacze raźno grały w zroszonej poranną rosą trawie co żołnierze za dobry znak poczytywali sobie.

Tym razem jednak derkacze nie przewidziały wszystkiego. Ani. Czy jest jeszcze coś czego nie napisałem o naszym spotkaniu. Wydaje mi się, że tak wiele, ale mam przecież całą resztę czasu by o tym napisać. Pamiętam jak zagubiony natknąłem się  wtedy na jednego znajomka i bardzo potrzebując rozmowy oświadczyłem mu, że choć wiem, że to głupio brzmi to chyba się zakochałem. Jego zaś mina świadczyła, że nie wie czy lecieć po wódkę czy rozpocząć sztuczne oddychanie.

Pamiętam, że w pewien sposób bawiła mnie myśl w ogromie mej megalomanii, iż oto psychologia składa mi w ofierze to prześliczne, niewinne jagniątko by przebłagać moją zmiane decyzji. Ostatnie kuszenie. Fakt iż miało różki, ogonek i kopytka nie dał mi w niczym do myślenia, że mam do czynienia z zupełnie nie jagnięcym gatunkiem, zaś przedstawicielem baraniny mam okazać się ja. Tymczasem jednak wciąż uczyłem się by doktorem zostać, wciąż nie z nią byłem lecz z kimś innym, a zasiadając przed kolejnym testem zatrzymywałem się zawsze przy odpowiedzi a) gdyż odpowiedź a choćby nie wiem co wydawała mi się poprawna choć nic z planowaniem nie miała wspólnego i zaraz listy do niej wiersze słowa zaczynałem pisać.

Nie zdałem na medycynę i choć brakło mi tyle punktów z ilu liter składa się jej imię żadne odwałania i wieczorowe nie były mi w głowie. Rozstałem się też z kimś z kim przez pięć lat byłem, a ona wróciła z Irlandii i spotkaliśmy się wieczorem na tym nieczynnym pasie startowym na jej osiedlu i powiedziałem cześć, teraz jestem cały twój i wiele się miało jeszcze wydarzyć, ale wtedy po prostu się przytuliliśmy na jakoś tak długo. Aha, i zainteresowałem się psychoanalizą.

Miałem napisać o swojej aktulnej rozterce. Ale doprawdy, ile można pisać.

nigdy_i_nigdzie : :