Chrześcijanie są podobno dobrzy w wybaczaniu.
Mi to kiepsko idzie.
Sądzę że ma to jakiś związek z poczuciem siły.
Nie umiem przełknąć kilku ostatnich wydarzeń między nami. Gdy przypominam sobie nasz epilog myślę, że kilku rzeczy nie musiała robić. Ot tak, z czysto humanitarnych względów. Powiedzmy, że skala odwetu nieco mnie zaskoczyła. I choć może to jakaś subiektywna demagogia żyję jednak w głębokim przekonaniu iż nigdy nie zrobiłbym czegoś symetrycznego. Może stąd poczucie słabości.
Mam taką dziecinną potrzebę jedności, wspólnoty myśli, uczuć, rzuconych w kąt masek. I jest to filozofia której nie potrafię się wyrzec. Ta droga to w istocie nic innego niż jakiś ekshibicjonizm emocjonalny, niż mówienie, dzielenie – syntonia. Brzmi ładnie, prawda?
Kiepsko się dla mnie skończyło.
Czy grałem i zostałem zdemaskowany? A może odwrotnie. Może nie ja grałem. Może, i potrafię się z tą myślą utożsamiać, nie chciałem aż tyle siebie oddać.
Nie chciałem brzmi tak ładnie jakby miało jakiś związek z moją wolą.
A ja po prostu już nic więcej nie miałem, a pragnienia własne rzuciły mnie o ścianę potrzeb moich, prywatnych, osobistych. Niezbywalnych. Samozachowawczych.
Czy się bronię? Mam do tego prawo.
Jest oczywiście punkt widzenia z którego okazałem się za słaby by być z kobietą, którą podziwiam. Której przyznaje wszystko czego sam sobie nie odmawiam. Wolność równości. Dziś myślę że była fikcją. W zaciszu własnych myśli widzę jak mały się czułem czasami przy niej i jak brutalnie potrafiłem walczyć z tym co podziwiałem. Być może bałem się iż szuka we mnie tylko siły. A nie znalazłwszy jej więcej niż ma sama wypluje mnie z niesmakiem.
Pośród tych myśli nie umiem już sam sobie odpowiedzieć czy kochałem. Czy może raczej udowadniałem, potwierdzałem, uzupełniałem braki, realizowałem jakieś zamierzchłe frustracje. Czy jest w ogóle coś poza tym? Kocham ją - gdy zasłaniam dłonią powyższe słowa to najoczywistsza myśl. Gdy zasłaniam…
Do posypywania solą mam jednak całkiem inne słowa.
Czy ona też tak? Czy stałem się nagle wypełnieniem jej potrzeb i niczym ponad to? Czy jest cokolwiek ponad to? Więc po co mam używać tego dziwnego słowa, które nic nie wyjaśnia. Analiza transakcyjna powie mi wszystko.
Nie kochałem bo taka relacja nie istniej
Podobnie ona.
Kupiliśmy się nawzajem za własne iluzje.
Odczuwam pewnego rodzaju niesmak na myśl o tak ostentacyjnej ruinie pewnego mitu. Nie wiem czy chce być aż tak realny. Ziemia nie jest aż tak cudowna żebym marzył o staniu na niej mocno nogami. Szczególnie po dwóch latach podniebnych niekiedy podróży.
Teraz siedzę nad tym blogiem desperacko próbując zaznaczyć że jestem
Jestem i bez niej.
Też kiepsko mi idzie.