Archiwum czerwiec 2005


cze 26 2005 Bizarre
Komentarze: 6

Chce się związać. Przecież nawet już to brzmi jakby się miało do czynienia z wariatką. Związać się!

To może jakieś małe bizarre z kozą?

nigdy_i_nigdzie : :
cze 16 2005 Moją pasją jest zabijanie ludzi siekierą...
Komentarze: 6

   What do u wank about? W wolnym tłumaczeniu o czym myślisz gdy się onanizujesz. Podobnie jak wy widzicie to pytanie na ekranie widział je Oven w Closer. Pisz je Jude Law, który chwilowo udaje kobietę. Ach internet. Bardzo zabawna scena. Two guys wanking in front of the monitors. Gdy zdarza mi się słyszeć jakieś lesbijskie opowieści jeden motyw jest stały, a mianowicie jak to było cudownie i jak to tylko kobieta potrafi zrozumieć ciało kobiety. Tylko mężczyzna może zrozumieć ciało mężczyzny?

 

-         hey big Larry what do u wank about?

-         Exgirlfriends

-         Not current?

-         Never

-         Tell me your sex-ex fantasy...

 

   Mój ulubiony detal – podczas tej wymiany Oven i Law zgodnie kiwają głowami nad klawiaturą, pełna komitywa. Nie kiwałby Oven gdyby zobaczył swoja nimfe w rilu, ale przecież! Fantasy! Po to tu są. I jeszcze to męskie porozumienie – nie myślisz o aktualnej? Nigdy. No jasne. Tak właśnie jest – intymne jak poranne pierdnięcie przy oddawaniu moczu.

   Reszta filmu taka sama. Wszystko co coś zmienia zostaje powiedziane. Jak masz na imię? Kocham cię. Tak, spałam z nim. Jesteś cudowny. Nie zapominaj o tym nigdy. Może 10 dialogów. Cztery osoby. Może poza tymi kilkoma rozmowami cała reszta jest romantyczna jak mostek na Titanicu, ale tego dzięki bogu nie musimy oglądać.

   Mówi się o tym filmie, że toksyczne związki. Toksyczne mój boże! Co tam jest toksyczne? Szczerość? Faktycznie nieludzka. Ale toksyczna? Nie bądźmy hipokrytami. Pożądanie. Miłość. Zdrada. Przebaczenie. Cena. Zdarzyło się dziś na waszej ulicy. A przecież mieszkacie w dobrej dzielnicy, nawet internet podłączyli. I niech pierwszy podniesie kamień.

   Kim bylibyście w tej sytuacji? Dlaczego piszę wy? Bo mało znajduję ludzi którzy pragnęli. Bo wszędzie wkoło emocje, które może starczają żeby kopnąć ławkę, ale już nie żeby ją rozpierdolić na kurwa strzępy w drzazgi rozjebać zęby sobie nią wybić wepchnąć ją sobie do gardła razem ze spojrzeniami zdziwionymi na ziemię wyrzygać i wskoczyć w to obiema nogami rozchlapując na przypadkowych świadków naocznych. A potem już chyba musi być spokój. Wielki niebiański spokój.

   O czym ja piszę do cholery. Przecież nie chce demolować ławek tylko to zdanie czy zdarzyło ci się opuścić kogoś kogo kochałaś? – nie, nigdy mnie prześladuje. I choć to ona mnie zostawiła to w niczym nie zmienia faktu, że ja zostawiłem ją nim uczyniłem dokładnie wszystko. I co z tego, że byłem wrakiem to żadna wymówka i może i spaliłbym się w tym na popiół a może ja chce się spalić i wcale nie trzeba było wyszarpnąć dłoni tylko dlatego, że się paliła. Cóż lepszego jest do roboty na tej planecie poza obsesją.

Czasem myślę, że zostanę tutaj pośród tego łatwego życia. Czasami myślę, że wrócę do niej. A czasami w ogóle nie myślę tylko patrzę na sufit…

nigdy_i_nigdzie : :
cze 09 2005 and iguana will bite those who don’t...
Komentarze: 6

Podzielę się tu pewną moją prywatną rozterką, bo właśnie o tym intensywnie myślę, a najlepiej jest pisać o tym co się myśli, bo inaczej coś bezmyślnego może wyjść na przykład. Otóż nie wiem czy zmienić swoje życie. Tak, zdaje sobie sprawę, że to brzmi jak nagłówek Strażnicy, pozwólcie sobie jednak wytłumaczyć, co uczynię na ulubionym swoim przykładzie czyli Annie.

Ona to właśnie była swego czasu motorem pierwszej poważnej zmiany w moim życiu. Motorem brzmi tragicznie, zaraz, bohaterem, nie, też nie, źródłem? Powodem? Brzmi jakbym opisywał obwód elektryczny. Uderzmy w wyższe tony! Zeit geist! Heglowski duch czasu! Ten, który się nie urodził lecz przyniósł go czas w kołysce okoliczności. Ten, który przychodzi i zmienia. Którego trzeba by wymyślić gdyby nie istniał. Kopernik! Napoleon! Hitler! Ania!

Trochę się uniosłem. Już wszystko w normie. Sto dwadzieście na osiemdziesiąt. Siedze na ławce, rynek w Manchesterze. Właśnie włączyli fontanny. Gołąb.

No więc życie i zmiany. Pomijając kilka filozoficznych napalmów w rodzaju ale czy my w ogóle istniejemy posiadam ogólne poczucie sprawstwa. To zaś poczucie każe nam planować i planujemy niczym Polski Ludowej budowniczowie, a im starsi jesteśmy tym odleglej planujemy, dochodząc do planu kolonizacji marsa w rejonie czterdziestki.

Planowałem i ja. Wychodząc z pewnego podejrzanego założenia iż jest to moje życie i mam prawo itede itepe na drugim roku postanowiłem zostać lekarzem. Bo jedyne co lubiłem w psychologii zaczynało się od przedrostka bio. Bo psychoanaliza wydawała mi się gorsza niż bolszewizm. Bo potrafiłem wymienić większość neurotransmiterów, wiedziałem gdzie leży most lecz nie mogłem pojąć co to jest ego. I tak dalej.

Gdy zmienia się swoje życie wszyscy nagle są tym przejęci, a nawet zmartwieni poza tymi, których to oczywiście gówno obchodzi. Zdecydowany i twardy jednak byłem i uściskałem w myślach znajomych gdyż do innego miasta się wybierałem, zapisałem na minimalną ilość kursów na trzecim roku, zakupiłem ogromną górę książek Pazdry i innych. Jak również z górą licealistów na kurs przygotowawczy się zapisałem.

Pozostało najgorsze. Jak też mianowicie oświadczyć mojej rodzicielce iż zmieniam swoje życie. Co w jej uszach musiało brzmieć następująco – kochana mamo, czy możesz utrzymywać mnie jeszcze przez kolejne sześć lat? Jako, że miałem już jednego magistra i to psychologia w zasadzie była już kaprysem rozumiecie o jak delikatnej kwestii mówię. W historii świata tak wiele już przecież wspaniałych inicjatyw musiało zostać zawieszonych na kołek z powodu odmowy powyższego. W pewnym telewizyjnym komentarzu dotyczącym niejakiego bruLionu usłyszałem iż odejście tuzów tej literackiej instytucji wiązało się w pewnej ilości przypadków z faktem iż rodzice nie mogli po prostu ich już dłużej utrzymywać.

A jednak. A jednak tym razem prześlizgnąłem się jeszcze przez sieć prozy i egzystencji i olśniony wspaniałomyślnością rodziny, choć pełen wyrzutów sumienia, wypłynąłem na przestwór planów, zmian i marzeń. Rozpoczął się psychologii rok trzeci, ktory to jednak dotyczył mnie tylko formalnie gdyż cały byłem już medyczny i w białych fartuchach zakochany i za każdą karetką się oglądałem, a w nocy tajemniczy świat wieloszczetów i innych biocenoz zgłębiałem, a derkacze raźno grały w zroszonej poranną rosą trawie co żołnierze za dobry znak poczytywali sobie.

Tym razem jednak derkacze nie przewidziały wszystkiego. Ani. Czy jest jeszcze coś czego nie napisałem o naszym spotkaniu. Wydaje mi się, że tak wiele, ale mam przecież całą resztę czasu by o tym napisać. Pamiętam jak zagubiony natknąłem się  wtedy na jednego znajomka i bardzo potrzebując rozmowy oświadczyłem mu, że choć wiem, że to głupio brzmi to chyba się zakochałem. Jego zaś mina świadczyła, że nie wie czy lecieć po wódkę czy rozpocząć sztuczne oddychanie.

Pamiętam, że w pewien sposób bawiła mnie myśl w ogromie mej megalomanii, iż oto psychologia składa mi w ofierze to prześliczne, niewinne jagniątko by przebłagać moją zmiane decyzji. Ostatnie kuszenie. Fakt iż miało różki, ogonek i kopytka nie dał mi w niczym do myślenia, że mam do czynienia z zupełnie nie jagnięcym gatunkiem, zaś przedstawicielem baraniny mam okazać się ja. Tymczasem jednak wciąż uczyłem się by doktorem zostać, wciąż nie z nią byłem lecz z kimś innym, a zasiadając przed kolejnym testem zatrzymywałem się zawsze przy odpowiedzi a) gdyż odpowiedź a choćby nie wiem co wydawała mi się poprawna choć nic z planowaniem nie miała wspólnego i zaraz listy do niej wiersze słowa zaczynałem pisać.

Nie zdałem na medycynę i choć brakło mi tyle punktów z ilu liter składa się jej imię żadne odwałania i wieczorowe nie były mi w głowie. Rozstałem się też z kimś z kim przez pięć lat byłem, a ona wróciła z Irlandii i spotkaliśmy się wieczorem na tym nieczynnym pasie startowym na jej osiedlu i powiedziałem cześć, teraz jestem cały twój i wiele się miało jeszcze wydarzyć, ale wtedy po prostu się przytuliliśmy na jakoś tak długo. Aha, i zainteresowałem się psychoanalizą.

Miałem napisać o swojej aktulnej rozterce. Ale doprawdy, ile można pisać.

nigdy_i_nigdzie : :
cze 02 2005 Ostatnie westchnienie lasu równikowego
Komentarze: 12

Usłyszałem kiedyś przekonujący argument na dowód tego iż człowiek różni się od zwierząt. Nie tylko we własnym mniemaniu, ale i obiektywnie. Argument słusznie dostrzegał iż zwierzęta pozostawiają artefakty w przestrzeni, ludzie zaś w czasie.  Trudno się z tym nie zgodzić gdyż faktycznie ciężko odnaleźć jest piramidę sprzed trzech tysięcy lat zbudowaną przez sarny. A że zostawiają artefakty w przestrzeni to każdy wie bo shit happens.

Ludzi ten fakt ogólnie cieszy i czują się lepsi, ważniejsi i ogólnie bardziej w porzo. Jest to radość tak bezbronnie dziecięca iż głupi wręcz tak wprost zapytać no i z czego się idioto cieszysz. Przed tym pytaniem wstrzymuje także przekonanie iż jest to radość nieco histeryczna i maskująca ponury fakt ponurego końca. Zadając je czuję się jak ten ojciec do którego przybiega uradowany Jasiu krzycząc tato! tato! Dostałem piątkę z fizyki na co ojciec i co się cieszysz i tak masz raka.

Paskudny ten ojciec. Ale nie ten ojciec przecież raka wymyślił i nie ten gdy czas przyjdzie szepnie mi w serce wystarczy i może dlatego tak wieczność kochamy i żeby o tym nie myśleć tak bardzo odciskać się w niej chcemy. Jakżesz zresztą jej nie kochać skoro uwodzi nas każdym dostępnym sposobem, a product placement ma lepszy niż nike. Jest wszędzie. Wszystko wokół jest wieczne. Wieczne są pióra i wieczne są wojny, wieczne są zestawy noży kuchennych i wiecznie jest to samo i on zawsze i ona nigdy i nawet życie jest wieczne, jeśli tylko będę grzeczny, wszystko trwa i trwa i oko wszystko cieszy póki się oko nie zamknie. Jakby małe wlepki pozostawione na wszystkim przez wieczność krzycząc prosto w twarz jestem zajebista!.

            Być może, nie wykluczam tego, nie będę miał nigdy okazji się przekonać. NIGDY! – widzicie, podstępna suka, wciska się jak piasek w słowa. Jest taki wiersz Nerudy -

 

W końcu jak długo żyje człowiek?

Żyje tysiąc lat czy tylko rok?

Żyje tydzień czy kilka wieków?

Na jak długo umiera człowiek?

Co to znaczy na zawsze?

 

- który bardzo lubie.

I nie chcę się przekonywać, bo nic mnie nie przekona, że tak jest lepiej i absolutnie uważam, że śmierć jest paskudnym doświadczeniem, którego należy unikać. Bo nie dość, że nie dozwolono nam krzyczeć i biec jednocześnie w czterech kierunkach po czym zamachać rekami i przelecieć kawałek no więc nie dość, że nie dozwolono nam tego to jeszcze dano nam tak mało czasu by biec tylko w jednym kierunku.

A dzisiaj wszytkie drogi prowadzą wszędzie i nigdzie się nie zaczynając nigdzie się nie kończą i wszystko można uczynić wszechświatem, kobietę można uczynić wszechświatem, jedną historię można uczynić wszechświatem, można wszechświat uczynić wszechświatem i najdrobniejszy pyłek też. A wszechświat jest duży. I dużo czasu potrzeba bo go przemierzyć. I czasem nie moge po prostu odżałować, że go nie mam.

Powyższym zatem odmawiam udziału w wieczności. Odmawiam ratowania lasów i spychania wielorybów, odmawiam charytatywnej działalności na rzecz wieczności i odmawiania też odmawiania, bo gdy zamknę oczy nic mnie już nie ucieszy ani nic nie zmartwi i zostanie szuflada i cisza i nawet tego nie będę wiedział choćby i ta szuflada pełna wiecznych idei była.

Godzine temu sprzed komputera na którym to pisze wstał zarośnięty koleżka w okolicach późnej trzydziestki. Zostawił włączone jedno okno. Marxism 2005. No o tym mówię.

nigdy_i_nigdzie : :