Archiwum listopad 2004


lis 29 2004 Retro3
Komentarze: 4

„W sieci nie pada deszcz”

 

            Gdy człowiek nie wie co robić to robi głupoty. I to jakie typowe! Nie znajdując już wielu chętnych na moje zwierzenia uwiesiłem się któregoś wieczoru na ramieniu mojej eks i wypłakałem się z całego cierpienia. Także napomknąłem coś o tym że podglądam pocztę Anny. Czasami. Podglądam. Eks poklepała mnie po ramieniu, powiedziała, że wszystko na pewno będzie dobrze, po czym o wszystkim zawiadomiła Annę. Liga rządzi. Anonimowo, przez gg, poinformowała ją, że ktos podczytuje jej pocztę. Ktoś.

Wpadka!

Błędy jak się okazało lubią jednak chodzić parami. Także wśród par. W śledztwie wszystkiego się wyparłem przyznając z niechęcią i po oporach iż być może podglądnąłem kilka maili. Gdy wyszła do łazienki. Oczywiście że już nie będę.

A ty?

Dzień później czytałem mail do niego. Ostrzegający o powyższym. Gdzie tkwił błąd? Otóż nikt inny nie został ostrzeżony.

Pamiętam jego odpowiedź. Chyba najbardziej spośród wszystkiego co nad jej ramieniem czytywałem. Ubolewał nad upadkiem prywatności, jakżesz dziś nie można nikomu ufać...

Zaiste

 

(...)a z drugiej strony jakie to romantyczne Aniu gubić się z Tobą przed śledzącymi nas oczami w ciemnych zaułkach mokrych od deszczu.

 

Mokrych od deszczu! Mój boże, jesteś poetą Konradzie.

Nienawidziłem gdy mówili do niej Aniu.

 

Wreszcie okazało się iż to nie ja czekam na coś lecz ona. Wyjechałem. W odwiedziny do rodziny. Tym samym znalazłem się stokilkadziesiąt kilometrów od ciemnych zaułków, a deszcz który miał je zmoczyć właśnie zaczynał padać. Nie przejmowałem się dystansem. Moje oczy nigdy się nie zamykały, a by widzieć potrzebowały tylko prądu i telefonu. Lecz nie miałem z nich korzystać. Byliśmy właśnie po kolejnym rozdzierającym powrocie. Szczerej rozmowie. W której wyznałem grzechy! Obiecałem przestać. Także sobie tym razem. I że pójdziemy na terapię bo chcemy przetrwać. My. I będziemy sobie mówić wszystko. I ja ciebie też. Ach, był maj...

I oto siedzę, tak daleko i tak blisko, przed mailem do niego i do niej. Czy oszukałem? I tak i nie. Jak to w windowsie bywa należy wcisnąć start by zakończyć. Innymi słowy by ostatecznie uśpić mojego elektronicznego lewiatana potrzebowałem jeszcze raz go włączyć. A wtedy momentalnie przed moimi oczami pojawiła się najświeższa poczta.

Aniu...

Jutro. Pod empikiem. Będę w tej nowej pomarańczowej bluzie, co ci mówiłam. Oczywiście, że poczeka, nawet jeśli ona się spóźni. Chyba było coś o grzanym winie.

Jaka pomarańczowa bluza? Nic nie wiem o pomarańczowej bluzie. A przecież wiem wszystko!

Nie nie nie nie

Zastanawiam się czy będzie jej kładł dłoń na ramieniu mówiąc coś protekcjonalnie. Anna lubiła się radzić. Obejmie po przyjacielsku gdy jak zwykle będzie się żalić? Szepnie coś do ucha na temat kogoś przy sąsiednim stoliku? I zostanie o sekundę dłużej pochylony ku niej, chcąc zapamiętać jak pachnie jej skóra. Pocałuje? Jeszcze nie. Odnoszę wrażenie, iż ówcześnie Anna znajdowała się jeszcze dosyć daleko od momentu, w którym jej zalotnicy nie chcieli czekać do piątej randki.

Lecz ja już nie mogłem czekać. Nie sądzę bym zniósł wiele jeszcze tej korespondencji. Jutro. Mogłem tam być. Lecz co dalej? Karczemna awantura na ulicy? Jakieś podchody za jej plecami? A może by mu tak po prostu gonga, co? Odnosiłem wrażenie, że którekolwiek z powyższych wraz z ujawnieniem ciągłej inwigilacji nie dadzą mi żadnych punktów. Ona wykrzyczy, że właśnie widzi się z kolegą. Kolegą! A  potem oddali się jeszcze bardziej. Z kolegą.

Myśl

Wreszcie pośród wszystkich danych jakie miałem na temat jego i tego spotkania znalazłem małą lukę. Jeśli cokolwiek zmienią, chocby o jedną przecznicę, o jedna godzinę, nigdy ich nie znajdę pośród tysiąca i jednej knajpy. Ona nie ma smyczy, lecz ty masz Konradzie, prawda? Przecież prosiłeś o sms z sieci kiedyś.

Numer! Tylko trzech operatorów. Może znają państwo takiego jednego pierdolonego złodzieja cudzych dziewczyn? W Plusie nie mają pojęcia. To samo Idea. Zastrzegł? Boże nieee! Krótka rozmowa z Erą. Uśmiecham się. Chyba wrednie. Dziewięć cyfr. Po których przybiegnę prosto do ciebie kochanie.

Już wszystko wiem. Ostatnie przecinki w scenopisie. Teraz jeszcze tylko najważniejsze. Kluczowe i podstawowe. Sprawdzić czy wszystko, wszystko co zobaczyłem, podpatrzyłem, dopisałem, domyśliłem i polepiłem w całości to nie jakaś wielka, kosmiczna omyłka. Bombastyczna piramida mojej zazdrości i paranoi. Jak sprawdzić? Och, to proste. Zadzwonie i spytam się jej.

cdn

nigdy_i_nigdzie : :
lis 27 2004 Retro2
Komentarze: 2

Część druga. Miały być trzy, ale chyba będą cztery. U mind?

 

„Koma trzy”

 

Tak zwana najlepsza przyjaciółka Anny opowiedziała mi kiedyś jak nią została. Otóż gdzieś w zamierzchłych czasach pierwszych lat liceum, podczas zielonej szkoły lub innej okazji Ania znienacka przysiadła się do niej i opowiedziała jej historię swojego życia. Bolesną i pełną intymnych szczegółów. Koleżanka wobec tak spontanicznej bliskości nie znalazła innego wyjścia i została przyjaciółką. Jak sama twierdzi czuła się w pewien sposób wyróżniona czy nawet zaszczycona tym w jak bezpretensjonalny sposób została czyjąś powierniczką. Wkrótce spojrzała na to w nieco innym świetle gdy dowiedziała się iż długa i bolesna historia znana jest, lub w najbliższym czasie będzie, nieomal każdemu w klasie. Jako przyjaciółka nie obraziła się jednak wcale o takie przecież głupstwo.

Nie umiem nie myśleć o tej historii gdy przypominam sobie maile jakie wysyłali do niej tak zwani koledzy. Brała ich z tego pełnego konwenansu i misternych kroczków świata dwoma palcami, pod brodę, i zbliżała w ułamku sekundy do siebie na taką odległość, że zasychało im w gardle. Jestem także i dziś wciąż przekonany iż bardziej szukała w nich wtedy ludzi niż ciał. Ci, którzy nie umieli tego pojąć zastygali bezradni nagle w swoich słowach pomiędzy którymi wyczytac można było nieme pytanie „jak to? To nie chcesz się pieprzyć?”

Chwilowo nie, kochany - myślałem zdejmują z koszuli jakiś zagubiony jej włos. My się tylko trochę pokłóciliśmy. Skądinąd o ciebie.

Oczywiście spotykałem także i jego imię. W swoich listach skrupulatnie kontrolował ślinotok jakkolwiek nie brak tam było tego charakterystycznego lepu, który z zewnętrznej perspektywy zawsze budzi niesmak. Odnosiłem także niemiłe wrażenie iż jej perspektywa nie pozwala jej tego dostrzec. Pamiętam dość dobrze mail który sprawił iż spod K jak Konrad przeskoczył pod A jak alarm i Z jak znajdź i zniszcz. Jej mail.

 

„Dlaczego nic nie piszesz, czy czymś cię uraziłam, odezwij się proszę”

 

Anno! Mais fois! Ten ton - ty prosisz? Ty myślisz o czyichś uczuciach? Gdy gra warta świeczki – szepcze mi diabeł na ramieniu. Usiadłem na brzegu rzeki...

            Lecz wiedziałemm już kim jesteś cieniu. Wreszcie. Klik. Gdzieś tu są twoje maile. Klik. Konradzie. Klik. Konradzie O. A więc masz komórkę. Klik. I naprawdę mieszkasz tak blisko centrum. Zapewne jest tam dobry dojazd!

 

            Cóż jednak znaczy wiedzieć. Czytalem te listy w nieskonczonosc. Nic nie robiąc. I tylko przy kolejnych coraz szybciej paliłem papierosa, a ramiona bardziej mi się garbiły. Nie wiedziałem na co właściwie czekam.

 

cdn

 

nigdy_i_nigdzie : :
lis 25 2004 Retro1
Komentarze: 4

Jakiś czas temu napisałem dwie notki próbując opisać wam jedną z wielu historii jakie wydarzyły się pomiędzy Anną, a mną. Całość miała mieć trzy części, skończyło się na dwóch. Gdzies po drodze przestała mi się podobać konwencja jaką chciałem to opisać. Cała historia zaczęła mnie kłuć i męczyć zarówno treścią jak i formą. Dziś jednak jestem bardzo daleko od miejsca w którym znajdowałem się wtedy. Wynurzam się obok, jak trafnie ujmuje to Fanaberka, aczkolwiek nie a’propos mnie bo u mnie to raczej o krowach pisuje. Postanawiam zatem napisać to jeszcze raz, gdyż historia wydaje mi się ciekawa i niepouczająca. W troszke innym stylu, wciąż w częściach, gdyż zdaję sobie sprawę jak przerażająco może wyglądać ekran bitego tekstu. Smacznego!

 

 

„Wszystko o mojej Annie”

 

Kiedy mój psychiatra zapytał mnie dlaczego to robiłem miałem od razu gotową odpowiedź. Bo jestem pieprzonym złodziejem. Tak właśnie określiła to Anna. Jako, że jednak nie zwykłem jeszcze na głos obrzucać się błotem i to jeszcze na dodatek cudzej produkcji (co jeszcze umiałem rozgraniczyć) odpowiedziałem inaczej. Że niepewność, że brak zaufania, że zatrzaskiwanie mi drzwi przed nosem. Że ona! Psychiatra pokiwał głową bardzo profesjonalnie. Gdybym tylko miał ochotę przedstawić mu całą skalę operacji zakiwał by się chyba na śmierć jak te pluszowe pieski ustawiane za tylną szybą samochodu. Cała konstrukcja miała doprawdy imponujące rozmiary i byłaby zapewne, obok Chińskiego Muru, drugim widocznym z kosmosu obiektem, gdyby nie to, że nie istniała. Fizycznie.

Naturalnie w pewnym sensie byłem dumny. O dziwo, w pewnym sensie Anna też.

Klocki z których powstała były doprawdy banalne. Rdzeń stanowił najzwyklejszy outlook express włączony literalnie wiecznie. Tykając co dwie minuty sprawdzał kilkanaście skrzynek pocztowych, ściągając mniej lub bardziej interesujące mnie maile. Te, które zawierały kluczowe słowa przekierowywane były na zewnętrzne konto. Oprócz wszystkich niemoich skrzynek, które skanowałem sprawdzana była jeszcze jedna, założona przeze mnie, o wdzięcznym kryptonimie mitnick666. Na nią spływały tak zwane raporty. Koniec końców przerabiałem dziennie więcej materiału niż komórka UOP do zwalczania pornografii dziecięcej mając zresztą równie w moich oczach światły cel. Proszę nie pytać jaki, dziś nie wydaje mi się już tak światły.

Raporty zajmowały najwięcej czasu.  Jako, że stanowiły wierny zapis wszystkich wciśniętych przycisków klawiatury, ze wszystkich śledzonych komputerów, przedzierałem się przez nieskończone ciągi informacji zupełnie zbędnych, pomyłek czy wreszcie zupełnych nonsensów. Imponująco, prosze sobie wyobrazić, wyglądały na przykład trzy godziny gry w Quaka. Nie będę cytował. Ponad to niekończące się świńskie rozmówki na czatach, smsy i prace zaliczeniowe na prawo administracyjne. Wreszcie to czego potrzebowałem najbardziej czyli konta i hasła. Rozbrojone otwierały kolejne skrzynki, które przynosiły kolejne maile. Raz dwa trzy wpadłeś ty!

Najwięcej trudnosci sprawiała oczywiście instalacja kluczowego dla całego przedsięwzięcia elementu czyli keyloggera. Początkowo robiłem to fizycznie, nadużywając zaufania tych, którzy popełnili błąd obdarzając mnie nim. Później nauczyłem się swoją pluskwę doklejać do wszelkiego rodzaju plików co wyraźnie zwiększyło liczbę „musisz to zobaczyć” maili wysyłanych do wszystkich po kolei. Wyrzuty sumienia mnie nie dotyczyły gdyż niczym sprawiedliwość wrodzona wychodziłem z założenia iż jeśli nie masz nic do ukrycia nic ci się nie stanie. A ja nie uczynię nic, ale to absolutnie nic z wiedzą jaką brałem w posiadanie. Obietnicy dotrzymałem. Zaś do ukrycia było tylko jedno. Anna. Dla przyjaciół Ania.

Nie wiem kiedy pomyślałem o tym pierwszy raz. Gdy za szybko zgasiła monitor kiedy wszedłem do pokoju? Gdy za długo czekałem na odpowiedź na gg, ale ona przecież rozmawia tylko ze mną? A może gdy absolutnie musiała coś sprawdzić przed wyjściem. Koniecznie! Co? Coś!

Wkrótce coś rozrosło się w jakąś gigantyczną paranoję gnającą mnie ku jakiejkolwiek klawiaturze podłączonej do świata. Sprawdź. Już możesz. Oto jej intymność. We dwoje.

 

cdn

nigdy_i_nigdzie : :
lis 23 2004 great british beef
Komentarze: 3

Kto to taki?

Chodzi w pantoflach po deszczu

W zawsze za krótkim podkoszulku

Fałde tłuszczu zawiniętą na obcisłych spodniach

Stringi zawinięte na fałdzie

Fajnenogifajnecyckifajnewłosy

Drze się jak Adolf Hitler

Śmieje jak Rywiński

Patrzy jak Lepper

No jak?

Jeszcze nie wiecie?

Tak czasem chodzi wieczorem na czterech nogach, właściwie to często.

 

No być może to człowiek

Ale przede wszystkim to Angielka!

 

Zaczynam rozumiec Henryka

Kobietki moje polskie, jak ja za wami tęsknię!!!!!!!!

 

nigdy_i_nigdzie : :
lis 20 2004 werner na piątej
Komentarze: 4

Spotykam ją po dwóch, może trzech miesiącach. Nie chcę tego. Przynajmniej tak sobie powtarzam. Ale jadę tam gdzie i ona chciałaby się znaleźć. Sucha wiadomość przez gg. Czy ja też tam będę? To bez znaczenia Aniu. A którym pociągiem jade?

Jak się okazuje tym samym. Siedzimy naprzeciw siebiew szarówce piątej z minutami do Łodzi. Za mną  dwa miesiące udręki prób życia bez niej. Przede mną jej oczy, ramiona, usta których nie udało mi się przestać szukać. Kilka banalnych zdań. Pyta mnie czemu rozmawiam z nią jakbyśmy byli sobie obcy. Czyżby? Ja nie widzę różnicy. Konduktor sprawdza bilety. Cały pociąg śpi, turkocze i szumi. Kochamy się. Nagle.

A potem odskakujemy od siebie i patrzymy jakimś zdziczałym wzrokiem. Jeszcze różowi i rozczochrani znów naprzeciw. Bez pomysłu na najbliższe dziesięć sekund. Czy to był jedyny język jakim jeszcze potrafimy się porozumiewać? Ależ potrafimy się przecież jeszcze okaleczać! Przyglądamy się sobie czujnie, jeszcze nie czas. Przytul mnie, mówi. Przytulam. Pociąg turkocze dokładnie tak samo jak przedtem.

Coraz bliżej. Na dworcu trzymam ją z rękę. Żeby mi się nie zgubiła. Opowiada mi o czymś, gdy coś bardziej ją emocjonuje ściska mi mocniej dłoń. Biegniemy do tramwaju. Pada deszcz.

 

Budzę się obok niej. Otwieram oczy i widzę jej białe ramię. Jest gorące. Gorętsze niż cokolwiek w tym białym dziwnym pokoju. Obejmuję to miękkie zaspane ciepło.

 

Wcale nie chciałam się kochać! Och doprawdy – chwila zagubienia - ja z kolei zmuszałem się w pociągu, a... orgazm udawałem!

Kochałam się bo jakiś taki miałeś spsiały wzrok że nie wiadomo co z tobą zrobić!

 

A więc zaczynamy. Do śniadania kilka moich anegdot z internetowych randek. Atamu atamu. I jeszcze mówi do mnie że była w Paryżu na takiej wieży. Że wysoka. No taka wieża. Wyobrażasz sobie? Chyba nawet Kasper Hauser słyszał o wieży Eiffla!

W zamian za to uzyskuję jego imię. Werner. Wener syczą moje zaciśnięte myśli. I wiesz i gdy miażdżył mnie na placu Wolnica pocałunkami to mówi do mnie że szkoda, że nie mamy gdzie pójść teraz. Więc pytam się czy myślał że na pierwszej randce wskocze z nim do łóżka? A on na to a na której? Na piątej?

Śmieje się.

I nagle jakaś napięta sprężyna zazdrości, wszystkich udręk i niepokoju przestaje mnie dławić gdy patrzę na jej twarz rozbawioną i jeszcze jakaś nutka pogardy w kącikach ust. A na której na piątej prawei nucę to sobie i smieję się śmieję razem z nią za rękę chwytam nagle jaśnie oświecony bo cóż wszyscy znaczycie nieskończone cienie za jej plecami. Ty Kubo, który, gdy zostaje u ciebie na noc po imprezie, żałujesz że jesteś zbyt pijany by to wykorzystać, ty Ryanie, który wypisujesz, że chcesz być jej pierwszym, Tadeuszu, który wyciągasz się na jej kolanach pełen doskonałych rad na czele z „ktoś cie musi wybzykać”, Konradzie, który odmieniasz jej nazwisko we wszsytkich językach świata choć nie w słowniki chciałbyś zapewne język wsadzić i ty Czarku, który myślisz, że skoro wszystki to także i ona.

Błądzić ludzka rzecz.

I choć jesteście gdy ja jestem to wiem że się w swej ślinie potopicie parszywi złodzieje i na tej drodze jaką wasze myśli przebywają ku jej twarzy złotej tylko jedno was może spotkać

 

Dopóki będę go kochała z nikim nie pójdę ani na kawę, ani do łóżka. Dlatego teraz ja pójdę – wskazałam ręką prawą stronę – ze swoim smutkiem i swoją miłością, a ty pójdziesz – wskazałam lewą stronę – szukać dalej swojej muzy, którą na pewno znajdziesz, bo jest w tobie dużo ciepła, ale ja się nim nie ogrzeję.

Zaiste Harley świetnie powiedziane

 

A za którym?

Ona nie wie o czym ty mówisz, lecz ja wiem więc idź plugawcu, idź, bo do mojej modlitwy mówisz, więc odjedź nim cie złapie za gardło tak że połkniesz język którym wyplułeś te słowa brudne na nią odejdź

Za piątym?

Nim ci dwoma palcami ścisne krtań byś nie mógł już wycharczeć nic wiecej.

Że nie musiałeś tak długo czekać.

 

 

Chciałbym znaleźć ten moment. Wtedy gdy się z nią śmiałem. Nie wydaje mi się to możliwe.

 

nigdy_i_nigdzie : :