Komentarze: 2
Pierwszym prezentem jaki wręczyłem A była płytka Morcheeby. Nowe brzmienia nie nalezały ówcześnie do moich ulubionych kącików w empiku niemniej jednak uznałem iż jest to wystarczająco kosmopolityczne i jest szansa iż przynajmniej nie urażę tym gustu A.
Jako przedstawiciel pokolenia Adama Słodowego wykonałem błyskawiczne zrób to sam. Okładka pożyczona na kolorowe ksero, nadruk z netu i oczywiście mjuzik Jeszcze tylko pudełko rafaello, papier w niebieskie renifery w domu towarowym, czy dać różową kokardkę, ależ nie! tylko karmazynową ! Nie ma pani? To wszystko, dziękuję.
Niewiarygodnie dużo ludzi stara się załatwić podobne sprawy szóstego grudnia. Mi się udało. Wbijam się z lekkim poślizgiem na ćwiczenia z rozwojówki i zziajany zasiadam obok mojej różowo kremowej zwariowanej A. Ślicznej jak młynareczka z Diderota.
Ach sam George Lucas nie stworzyłby lepszej oprawy dla mojego prezentu niż obdarowana! Po zajęciach rozmawiamy że mikołaj i to i tamto...
A:
- A mi nikt nic nie dał
Ja: (ja! ja! ja!)
- No tak do końca nie jest...
Onieśmielenie - trzyletnia dziewczynka dostająca słonia przewiązanego kokardą.
Confetti !!!
Jakiś czas później zapytałem czy podobała się jej muzyka.
- No wiesz, wybrałeś taki bezpieczny wariant, to sie chyba wszystkim podoba...
Wszystkim brzmi jak nikomu.
...
Spodobała się jej chłopakowi - przegrał sobie.
Ha ha ha haa hahaa aaaaargh