Najnowsze wpisy, strona 9


gru 03 2004 Epilog
Komentarze: 5

„Doraźność”

 

Przyjechałem następnego dnia. Może godzinę po tym jak wszedłem do domu pukała do moich drzwi. Przyszła z różą. Usiadła i zaczęła przepraszać. A ja nie miałem pojęcia co zrobić – ani z tą różą, ani z tymi przeprosinami. I jak, w imię dydaktyki, opanować chęć wzięcia jej w ramiona...

 

Także bałem się tych przeprosin. Zawsze, co doskonale wiedziałem, przepraszanie kojarzyło się jej z upokorzeniem i bezsilnością. I nigdy nie udało mi się jej przekonać iż przepraszam może po prostu znaczyć „to nie było fair i tak więcej nie będzie”. Lub ona po prostu nie chciała w to uwierzyć.

Pamiętam jak opowiadała mi o jakimś swoim kolejnym rodzinnym faux pas. Świadek tegoż, jej wujek (ulubiony!) urządził jej jakieś krótkie kazanie po czym, co Anna mówiła z niekłamanym zachwytem w oczach, po prostu jej wybaczył. Nie mogłem wtedy pojąć cóż tak znamienitego jest w tym, dla mnie oczywistym, geście. Dziś gdy być może widzę więcej znajduję w tym jej zaskoczeniu prostą refleksję – ktoś kiedyś nie wybaczał jej nigdy, a przepraszam niczego nie zmieniało. Myślę o jej matce, która w tym co dane mi było usłyszeć nie wybaczała jej tego z czego wytłumaczyć się po prostu nie da, na czele z jej kobiecością, a może jestestwem.

Ojciec z kolei wybaczał wszystko dając jej, nim nie odszedł, to szalone, dziecięce poczucie wolności, za którym nigdy nie przestała tęsknić. W jakimś sensie okaleczyli ją obydwoje.

Jakieś rozdarcie w niej wyznaczają chyba dwie dewizy życiowe, z którymi jej rodzice wyprawili ją w świat, a pomiędzy którymi Anna nigdy nie umiała wybrać. „Leżące kusi” (by dobić) – to matka i „zawsze trzeba dać drugą szansę” – to ojciec. Często powtarzała te słowa w rozmaitych sytuacjach, często według nich postępowała. Raz jedne raz drugie. Nie sądzę jednak by w tych wyborach była konformistką. Przebywała raczej w świecie wiecznej rozterki pomiędzy bezwzględnością, a miłosierdziem, nie mogąc się zdecydować czy żyje w świecie besti czy ludzi i która z tych wersji zapewni jej przetrwanie.

Z taką właśnie schizofrenią Anna przemierzała świat w którym spotkała mnie.

 

...siedzącego naprzeciw niej bez ani jednego pomysłu jak tym razem moją rozpaczliwą walkę o to by nikt mi jej nie ukradł przemienić w konstruktywną i pouczającą lekcję. Zapytano mnie tutaj jaki miałem cel. Jedyne co dziś, a także i wtedy potrafię odpowiedzieć to jedna linijka z wierszyka jaki kiedyś dla niej napisałem

 

            chcę cię nosić na rękach i patrzeć jak się do mnie uśmiechasz

 

W jakimś sensie osiągnąłem to. Nim, po opisanych tu wydarzeniach, powróciliśmy do punktu wyjścia, nim znowu zabrzmiał gong Anna siadywała bardzo blisko mnie, patrzyła na mnie z jakąś czułością i trzymała mocno za rękę.

I uśmiechała się.

 

nigdy_i_nigdzie : :
gru 02 2004 Retro4
Komentarze: 3

Grzmotne sobie jeszcze epilog. Ale nie krepujcie sie.

 

 

"Halo"

 

A teraz A. Nim stanę za twoimi plecami. Nim powiem hej. Jak pająk do muchy. Nim nie znajdziesz słów.

 

Dam ci szanse.

 

Prawie szepczę to wykręcając numer. Jest może szesnasta. Spotka sie z nim za cztery godziny. Dzwonię do niej. I wszystko co powiesz...co powiesz? Bo ja chciałem powiedzieć, że cię bardzo kocham i ani chwili już nie wytrzymam bez ciebie. I jeszcze dziś popołudniu wskoczę do pociągu lub do tej słuchawki zaraz i pójdziemy gdzieś wieczorem cieszysz sie prawda?

 

Cieszy się.

 

Niewiarygodne. Brzmi jakby naprawdę. Lecz może nie o dwudziestej. Ach, czemu!

 

Dam ci szanse

 

Powiedz to. Pozwól mi wiedzieć. Nic nie rodzi demonów szybciej niż ciemność. Pozwól. Mam przełyk rozciągnięty jak boa dusiciel. Przełknę, tylko wykrztuś, bo przysięgam tym razem możesz mieć niestrawność. Dopiero po 23? Bo do koleżanki jeszcze? I ksero? I notatki też? Ach ten podręcznik faktycznie! Ale, że też Jola nie możę poczekać. I tyle? I tyle.

Mało.

Klik. Odkładam telefon. Brzmi jak zapadka. Niech będzie 23. Dwunasta jak cie znam. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić scenariusza, w którym wiedząc co wiem, czekam na ciebie jeszcze dłużej może noc całą taką długą gdy gdzieś..

Nie

Nie tak to będzie. Aczkolwiek przecież dokładnie tak jak wybrałaś. Bez zaufania. Zza pleców. Zakalec, dokładnie według twojego przepisu.

Tik tak. Pozostaje mi tylko czekać, aż założysz swoją pomarańczową bluzę. Kiedyś miałaś pomarańczowe spodnie. Babcia mówiła,ci że wyglądają kurewsko więc chodziłas w nich cały czas. Mi się podobały.

 

O 19 przychodzi kumpel prokurator. Z rozbawieniem informuje mnie o złamanych paragrafach. Nie istnieją dla mnie. Jestem święty, kocham. Prawda Augustynie? Tylko czemu krztuszę się żółcią.

 

O 20 wychodzimy. Z budki, nie z domowego. Żadnych tropów. Przychodzę znikąd więc jestem wszędzie. Pietnaście minut później wszystko gotowe.

Lecz jeszcze jej nie ma. Przestąpiłeś z nogi na nogę Konradzie? Ćwicz! Czeka cię jeszcze co najmniej kwadrans, bierno agresywne po prostu takie są.

 

Trzydzieści. Właśnie mówisz, że bardzo ładnie dzis wygląda. Powinieneś. Bądź miły, to moja dziewczyna. I na pewno ładnie wygląda. Jeszcze 15 min.

 

I już. Stoję w plastikowym uchu na ścianie przychodni. 10 cyfr. Tysiące wciśniętych przycisków kończy właśnie ta sekwencja. Nie wyłączyłeś telefonu, prawda? Jeszcze nie ma powodu. A jeśli to nie on? Niejednemu psu burek przemyka mi przez głowę wraz z sygnałem połączenia. Trzy sygnały.

Halo

Jaki miły chłopięcy głos. Anna zawsze lubiła chłopięta. Gdzieś w tym halo dzwoni jeszcze jakieś ciepłe rozbawienie z poprzedniego zdania. Pytam czy mogę prosić Annę, mówię jej imię wraz z nazwiskiem. Chcę żeby wiedział, że wiem.

 

I teraz. Czy masz refleks chłopcze? Czy zdążysz połączyć fakty. Ciemne uliczki, podglądana pocztę, ten dziwny numer kierunkowy. Czy patrząc jej w oczy powiesz to chyba pomyłka. Czy masz refleks? Nikt pewnie nie wie, że właśnie się z nią spotykasz...Czy wyłączysz telefon mówiąc dziwne...cisza.... Czy...

eeeeeee

Nie czuj się winny!

eeeeeeee

Ach, jakie piekne eeeeeee, mów do mnie!

eeeeeee

A teraz po prostu daj ją do telefonu.

prosze

Jej głos. Niepokój delikatny jak skorupka lodu.

To ja! – obwieszczam radośnie. Nie muszę wcale udawać. - Kochanie ten pociąg co miałem nim przyjechać, cholera, odwołali go, przykro mi.

Ona zaczyna powtarzać nie denerwuj mnie, proszę cię nie denerwuje mnie, jak ci pieknie się głos łamie, ach milady!

Kochanie muszę kończyć, nie uwierzysz, ale ta komórka pochłanie impulsy jak potworek z pacmana. (wciąż nie denerwuj mnie prosze)  Będę jutro! Pa!

Klik!

Królestwo za ich miny!

Prokurator widząc moją minę śmieje się i podnosi do góry kciuk. Pyta czy idziemy na piwo. Oczywiście, jak tu nie oblewać takiej okazji. Przecież właśnie upewniłem się że ktoś kogo kocham spotyka się za moimi plecami z innym facetem.

Jeszcze tylko wisienka na tort, deserek dla mnie i coup de grace dla państwa, dosłownie pięć minut. Wbijam się do jakiejś kafejki po drodze do knajpy i szybko wystukuje sms na jego numer

„a teraz możecie się gubić w ciemnych zaułkach”

Touche!

 

Wracam późno. W domu dowiaduję się, że dzwoniła Ania. Kilka razy. Ach Aniu. I będzie jeszcze. Doskonale, mruczę ściszając dzwonek w telefonie.

Dziś nie sprawdze poczty. Nie przeczytam ani jednego maila, Ani jednego! Pierwszy raz od bardzo dawna. O niczym nie będę myślał. Mała czerwona dioda na telefonie błyska regularnie co pół godziny. Nie wiem do której. Usypiam jak niemowle. A dzieci bywają okrutne.

 

 

 

nigdy_i_nigdzie : :
lis 29 2004 Retro3
Komentarze: 4

„W sieci nie pada deszcz”

 

            Gdy człowiek nie wie co robić to robi głupoty. I to jakie typowe! Nie znajdując już wielu chętnych na moje zwierzenia uwiesiłem się któregoś wieczoru na ramieniu mojej eks i wypłakałem się z całego cierpienia. Także napomknąłem coś o tym że podglądam pocztę Anny. Czasami. Podglądam. Eks poklepała mnie po ramieniu, powiedziała, że wszystko na pewno będzie dobrze, po czym o wszystkim zawiadomiła Annę. Liga rządzi. Anonimowo, przez gg, poinformowała ją, że ktos podczytuje jej pocztę. Ktoś.

Wpadka!

Błędy jak się okazało lubią jednak chodzić parami. Także wśród par. W śledztwie wszystkiego się wyparłem przyznając z niechęcią i po oporach iż być może podglądnąłem kilka maili. Gdy wyszła do łazienki. Oczywiście że już nie będę.

A ty?

Dzień później czytałem mail do niego. Ostrzegający o powyższym. Gdzie tkwił błąd? Otóż nikt inny nie został ostrzeżony.

Pamiętam jego odpowiedź. Chyba najbardziej spośród wszystkiego co nad jej ramieniem czytywałem. Ubolewał nad upadkiem prywatności, jakżesz dziś nie można nikomu ufać...

Zaiste

 

(...)a z drugiej strony jakie to romantyczne Aniu gubić się z Tobą przed śledzącymi nas oczami w ciemnych zaułkach mokrych od deszczu.

 

Mokrych od deszczu! Mój boże, jesteś poetą Konradzie.

Nienawidziłem gdy mówili do niej Aniu.

 

Wreszcie okazało się iż to nie ja czekam na coś lecz ona. Wyjechałem. W odwiedziny do rodziny. Tym samym znalazłem się stokilkadziesiąt kilometrów od ciemnych zaułków, a deszcz który miał je zmoczyć właśnie zaczynał padać. Nie przejmowałem się dystansem. Moje oczy nigdy się nie zamykały, a by widzieć potrzebowały tylko prądu i telefonu. Lecz nie miałem z nich korzystać. Byliśmy właśnie po kolejnym rozdzierającym powrocie. Szczerej rozmowie. W której wyznałem grzechy! Obiecałem przestać. Także sobie tym razem. I że pójdziemy na terapię bo chcemy przetrwać. My. I będziemy sobie mówić wszystko. I ja ciebie też. Ach, był maj...

I oto siedzę, tak daleko i tak blisko, przed mailem do niego i do niej. Czy oszukałem? I tak i nie. Jak to w windowsie bywa należy wcisnąć start by zakończyć. Innymi słowy by ostatecznie uśpić mojego elektronicznego lewiatana potrzebowałem jeszcze raz go włączyć. A wtedy momentalnie przed moimi oczami pojawiła się najświeższa poczta.

Aniu...

Jutro. Pod empikiem. Będę w tej nowej pomarańczowej bluzie, co ci mówiłam. Oczywiście, że poczeka, nawet jeśli ona się spóźni. Chyba było coś o grzanym winie.

Jaka pomarańczowa bluza? Nic nie wiem o pomarańczowej bluzie. A przecież wiem wszystko!

Nie nie nie nie

Zastanawiam się czy będzie jej kładł dłoń na ramieniu mówiąc coś protekcjonalnie. Anna lubiła się radzić. Obejmie po przyjacielsku gdy jak zwykle będzie się żalić? Szepnie coś do ucha na temat kogoś przy sąsiednim stoliku? I zostanie o sekundę dłużej pochylony ku niej, chcąc zapamiętać jak pachnie jej skóra. Pocałuje? Jeszcze nie. Odnoszę wrażenie, iż ówcześnie Anna znajdowała się jeszcze dosyć daleko od momentu, w którym jej zalotnicy nie chcieli czekać do piątej randki.

Lecz ja już nie mogłem czekać. Nie sądzę bym zniósł wiele jeszcze tej korespondencji. Jutro. Mogłem tam być. Lecz co dalej? Karczemna awantura na ulicy? Jakieś podchody za jej plecami? A może by mu tak po prostu gonga, co? Odnosiłem wrażenie, że którekolwiek z powyższych wraz z ujawnieniem ciągłej inwigilacji nie dadzą mi żadnych punktów. Ona wykrzyczy, że właśnie widzi się z kolegą. Kolegą! A  potem oddali się jeszcze bardziej. Z kolegą.

Myśl

Wreszcie pośród wszystkich danych jakie miałem na temat jego i tego spotkania znalazłem małą lukę. Jeśli cokolwiek zmienią, chocby o jedną przecznicę, o jedna godzinę, nigdy ich nie znajdę pośród tysiąca i jednej knajpy. Ona nie ma smyczy, lecz ty masz Konradzie, prawda? Przecież prosiłeś o sms z sieci kiedyś.

Numer! Tylko trzech operatorów. Może znają państwo takiego jednego pierdolonego złodzieja cudzych dziewczyn? W Plusie nie mają pojęcia. To samo Idea. Zastrzegł? Boże nieee! Krótka rozmowa z Erą. Uśmiecham się. Chyba wrednie. Dziewięć cyfr. Po których przybiegnę prosto do ciebie kochanie.

Już wszystko wiem. Ostatnie przecinki w scenopisie. Teraz jeszcze tylko najważniejsze. Kluczowe i podstawowe. Sprawdzić czy wszystko, wszystko co zobaczyłem, podpatrzyłem, dopisałem, domyśliłem i polepiłem w całości to nie jakaś wielka, kosmiczna omyłka. Bombastyczna piramida mojej zazdrości i paranoi. Jak sprawdzić? Och, to proste. Zadzwonie i spytam się jej.

cdn

nigdy_i_nigdzie : :
lis 27 2004 Retro2
Komentarze: 2

Część druga. Miały być trzy, ale chyba będą cztery. U mind?

 

„Koma trzy”

 

Tak zwana najlepsza przyjaciółka Anny opowiedziała mi kiedyś jak nią została. Otóż gdzieś w zamierzchłych czasach pierwszych lat liceum, podczas zielonej szkoły lub innej okazji Ania znienacka przysiadła się do niej i opowiedziała jej historię swojego życia. Bolesną i pełną intymnych szczegółów. Koleżanka wobec tak spontanicznej bliskości nie znalazła innego wyjścia i została przyjaciółką. Jak sama twierdzi czuła się w pewien sposób wyróżniona czy nawet zaszczycona tym w jak bezpretensjonalny sposób została czyjąś powierniczką. Wkrótce spojrzała na to w nieco innym świetle gdy dowiedziała się iż długa i bolesna historia znana jest, lub w najbliższym czasie będzie, nieomal każdemu w klasie. Jako przyjaciółka nie obraziła się jednak wcale o takie przecież głupstwo.

Nie umiem nie myśleć o tej historii gdy przypominam sobie maile jakie wysyłali do niej tak zwani koledzy. Brała ich z tego pełnego konwenansu i misternych kroczków świata dwoma palcami, pod brodę, i zbliżała w ułamku sekundy do siebie na taką odległość, że zasychało im w gardle. Jestem także i dziś wciąż przekonany iż bardziej szukała w nich wtedy ludzi niż ciał. Ci, którzy nie umieli tego pojąć zastygali bezradni nagle w swoich słowach pomiędzy którymi wyczytac można było nieme pytanie „jak to? To nie chcesz się pieprzyć?”

Chwilowo nie, kochany - myślałem zdejmują z koszuli jakiś zagubiony jej włos. My się tylko trochę pokłóciliśmy. Skądinąd o ciebie.

Oczywiście spotykałem także i jego imię. W swoich listach skrupulatnie kontrolował ślinotok jakkolwiek nie brak tam było tego charakterystycznego lepu, który z zewnętrznej perspektywy zawsze budzi niesmak. Odnosiłem także niemiłe wrażenie iż jej perspektywa nie pozwala jej tego dostrzec. Pamiętam dość dobrze mail który sprawił iż spod K jak Konrad przeskoczył pod A jak alarm i Z jak znajdź i zniszcz. Jej mail.

 

„Dlaczego nic nie piszesz, czy czymś cię uraziłam, odezwij się proszę”

 

Anno! Mais fois! Ten ton - ty prosisz? Ty myślisz o czyichś uczuciach? Gdy gra warta świeczki – szepcze mi diabeł na ramieniu. Usiadłem na brzegu rzeki...

            Lecz wiedziałemm już kim jesteś cieniu. Wreszcie. Klik. Gdzieś tu są twoje maile. Klik. Konradzie. Klik. Konradzie O. A więc masz komórkę. Klik. I naprawdę mieszkasz tak blisko centrum. Zapewne jest tam dobry dojazd!

 

            Cóż jednak znaczy wiedzieć. Czytalem te listy w nieskonczonosc. Nic nie robiąc. I tylko przy kolejnych coraz szybciej paliłem papierosa, a ramiona bardziej mi się garbiły. Nie wiedziałem na co właściwie czekam.

 

cdn

 

nigdy_i_nigdzie : :
lis 25 2004 Retro1
Komentarze: 4

Jakiś czas temu napisałem dwie notki próbując opisać wam jedną z wielu historii jakie wydarzyły się pomiędzy Anną, a mną. Całość miała mieć trzy części, skończyło się na dwóch. Gdzies po drodze przestała mi się podobać konwencja jaką chciałem to opisać. Cała historia zaczęła mnie kłuć i męczyć zarówno treścią jak i formą. Dziś jednak jestem bardzo daleko od miejsca w którym znajdowałem się wtedy. Wynurzam się obok, jak trafnie ujmuje to Fanaberka, aczkolwiek nie a’propos mnie bo u mnie to raczej o krowach pisuje. Postanawiam zatem napisać to jeszcze raz, gdyż historia wydaje mi się ciekawa i niepouczająca. W troszke innym stylu, wciąż w częściach, gdyż zdaję sobie sprawę jak przerażająco może wyglądać ekran bitego tekstu. Smacznego!

 

 

„Wszystko o mojej Annie”

 

Kiedy mój psychiatra zapytał mnie dlaczego to robiłem miałem od razu gotową odpowiedź. Bo jestem pieprzonym złodziejem. Tak właśnie określiła to Anna. Jako, że jednak nie zwykłem jeszcze na głos obrzucać się błotem i to jeszcze na dodatek cudzej produkcji (co jeszcze umiałem rozgraniczyć) odpowiedziałem inaczej. Że niepewność, że brak zaufania, że zatrzaskiwanie mi drzwi przed nosem. Że ona! Psychiatra pokiwał głową bardzo profesjonalnie. Gdybym tylko miał ochotę przedstawić mu całą skalę operacji zakiwał by się chyba na śmierć jak te pluszowe pieski ustawiane za tylną szybą samochodu. Cała konstrukcja miała doprawdy imponujące rozmiary i byłaby zapewne, obok Chińskiego Muru, drugim widocznym z kosmosu obiektem, gdyby nie to, że nie istniała. Fizycznie.

Naturalnie w pewnym sensie byłem dumny. O dziwo, w pewnym sensie Anna też.

Klocki z których powstała były doprawdy banalne. Rdzeń stanowił najzwyklejszy outlook express włączony literalnie wiecznie. Tykając co dwie minuty sprawdzał kilkanaście skrzynek pocztowych, ściągając mniej lub bardziej interesujące mnie maile. Te, które zawierały kluczowe słowa przekierowywane były na zewnętrzne konto. Oprócz wszystkich niemoich skrzynek, które skanowałem sprawdzana była jeszcze jedna, założona przeze mnie, o wdzięcznym kryptonimie mitnick666. Na nią spływały tak zwane raporty. Koniec końców przerabiałem dziennie więcej materiału niż komórka UOP do zwalczania pornografii dziecięcej mając zresztą równie w moich oczach światły cel. Proszę nie pytać jaki, dziś nie wydaje mi się już tak światły.

Raporty zajmowały najwięcej czasu.  Jako, że stanowiły wierny zapis wszystkich wciśniętych przycisków klawiatury, ze wszystkich śledzonych komputerów, przedzierałem się przez nieskończone ciągi informacji zupełnie zbędnych, pomyłek czy wreszcie zupełnych nonsensów. Imponująco, prosze sobie wyobrazić, wyglądały na przykład trzy godziny gry w Quaka. Nie będę cytował. Ponad to niekończące się świńskie rozmówki na czatach, smsy i prace zaliczeniowe na prawo administracyjne. Wreszcie to czego potrzebowałem najbardziej czyli konta i hasła. Rozbrojone otwierały kolejne skrzynki, które przynosiły kolejne maile. Raz dwa trzy wpadłeś ty!

Najwięcej trudnosci sprawiała oczywiście instalacja kluczowego dla całego przedsięwzięcia elementu czyli keyloggera. Początkowo robiłem to fizycznie, nadużywając zaufania tych, którzy popełnili błąd obdarzając mnie nim. Później nauczyłem się swoją pluskwę doklejać do wszelkiego rodzaju plików co wyraźnie zwiększyło liczbę „musisz to zobaczyć” maili wysyłanych do wszystkich po kolei. Wyrzuty sumienia mnie nie dotyczyły gdyż niczym sprawiedliwość wrodzona wychodziłem z założenia iż jeśli nie masz nic do ukrycia nic ci się nie stanie. A ja nie uczynię nic, ale to absolutnie nic z wiedzą jaką brałem w posiadanie. Obietnicy dotrzymałem. Zaś do ukrycia było tylko jedno. Anna. Dla przyjaciół Ania.

Nie wiem kiedy pomyślałem o tym pierwszy raz. Gdy za szybko zgasiła monitor kiedy wszedłem do pokoju? Gdy za długo czekałem na odpowiedź na gg, ale ona przecież rozmawia tylko ze mną? A może gdy absolutnie musiała coś sprawdzić przed wyjściem. Koniecznie! Co? Coś!

Wkrótce coś rozrosło się w jakąś gigantyczną paranoję gnającą mnie ku jakiejkolwiek klawiaturze podłączonej do świata. Sprawdź. Już możesz. Oto jej intymność. We dwoje.

 

cdn

nigdy_i_nigdzie : :