Najnowsze wpisy, strona 19


mar 24 2004 Ani słowa o A
Komentarze: 9

Pierwotnym założeniem tego bloga była terapia własna. To nie mogło się udać gdyż, jak się okazało, zupełnie o co innego mi chodziło.

 

Mniej więcej rok po poznaniu Anny wzajemna wymiana emocjonalnych lewych sierpowych sięgnęła takich wyżyn absurdu iż rozstanie stało się bardzo oczywistym wyjściem. Przez które wyszliśmy.

 

Trwało to równiutki miesiąc, podczas którego zdołaliśmy zarżnąć połowę wydziału psychologii własnymi żalami. Wyglądało to mniej więcej tak, że pałętaliśmy się pomiędzy kolejnymi znajomymi demonstrując swoją absolutną rozpacz i rozczarowanie, pełni oczywistej niechęci do rozmawiania o czymkolwiek innym niż powyższe. Niejednokrotnie mijając się w drzwiach do kolejnych „gabinetów”.

 

Styl mieliśmy odmienny – ja na przykład lubiłem wypalić na jednym wdechu paczkę papierosów pośród zagubionych spojrzeń moich znajomych. Z kolei Anna lubiła całkiem bezpośrednio wyrazić swój żal historiami o tym wrednym szczurze i skunksie, czyli o mnie.

Bez względu na to przekaz był obustronnie jasny – cierpię, kocham, jak możesz mi to robić.

 

Wróć, przytul i wytłumacz.

Się, naturalnie.

 

Zdezorientowani krewni i znajomi królika nie za bardzo wiedzieli co robić. Rad w rodzaju zostaw tego gnoja nie specjalnie wypadało im udzielać gdy gnój był na przykład przewidziany tego samego wieczoru na piwo. Odwrotne podejście czyli „może on/ona nie jest taki zły” było także skazane na porażkę gdyż nieodmiennie kończyły się litościwym spojrzeniem z rodzaju „co ty wiesz, TO DIABEŁ!!!”. Absolutnie niedopuszczalną opcją była wreszcie krytyka poczynań drugiej strony. Najczęściej stawiała ostatecznie skonfundowanego słuchacz wobec stwierdzenia „co ty wiesz, TO ANIOŁ!!!”

 

Początkowo zdezorientowanych, później znudzonych, następnie nielicznych, wreszcie ostatecznie przerażonych znajomych używaliśmy poniekąd nad ich głowami w jednym celu – przekażcie jej/mu. Skończyło się to tak:

 

- Cześć, kupe lat!

- Cześć, tylko proszę ani słowa o A…

- To na razie.

 

Ich bezduszność owocowała rozmaitymi, zabawnymi dla widowni, sytuacjami. Oto w pobliżu deadline’u składania wniosków na wyjazd na stypendium stanęliśmy obydwoje przed wyborem czy ubiegamy się o wyjazd do N czy do F. Mi, z językowo pragmatycznych względów, bardziej pasowało N, Annie F. Wzajemny wywiad doprowadził nas na kraj rozpaczy – chce mnie zostawić na pół roku!!!

 

Co zważywszy na fakt że rozstaliśmy się przed miesiącem było bezsprzecznie grzechem śmiertelnym.

 

W wigilię ostatecznego terminu złożenia wniosku siedzieliśmy u znajomych w dwóch akademikach oddalonych o około 300 m i roniąc gorzkie łzy na klawiaturę pisaliśmy jak bardzo chcemy pojechać na stypendium. Anna do F, ja do N. Pełni poczucia godności, nieulegania, asertywności i konsekwentnej postawy napisaliśmy, wydrukowaliśmy, wysmarkaliśmy nos i spojrzawszy twardo dal poszliśmy do domów. Osobno od początku do końca i od miesiąca.

 

…gdzie obudziłem się w środku nocy absolutnie przerażony wizją braku choćby spojrzenia na Annę przez pół roku i przygryzając czubek języka napisałem wspaniały list motywacyjny pełen argumentów iż wyjazd do F jest moim bezgranicznym marzeniem. A niemieckiego to przecież można się nauczyć. I do piekła z N.

 

Usnąłem snem sprawiedliwego.

 

Obudziłem się, poszedłem do sekretariatu, złożyłem. Wychodząc minąłem ją w drzwiach. Bez słowa. Ściana lodu. Kilka dni później dowiedziałem się że złożyła do N.

 

A tydzień później byliśmy znowu razem i wszyscy kiwali głowami. Chyba z ulgą.

 

nigdy_i_nigdzie : :
mar 23 2004 Dla Solei
Komentarze: 7

 

A na psychologii to jest tak. Od doktora wzwyż mamy szamanów, ziomów i rain manów. Płci obojga.

 

Szamani dzielą się na tych co głoszą i na tych co wieszczą. Najczęściej łączą się w pary tworząc tak zwaną delficką diadę.  Lubią mieć brody, nie dokarmiają gołębi. Ulubiony przebój: „Jestem bogiem” śpiewany na dwa głosy z patrzeniem w oczy.

 

Ziomy trzymają sztamę. Łatwo ich jednak wkurwić bo są zasadniczy jak czarny zawisza. Wychodzą na piwo, w skrajnych okolicznościach potrafią zareagować przyjacielsko na dochodzące od podłogi wezwanie o treści „Błażusiu polej mi jeszcze…blurp”. Wjeżdżając na parking instytutu puszczają głośno „scyzoryk scyzoryk tak na mnie wołają”.

 

Rain mana poznać po tym że chodzi zawsze jedną stroną korytarza lub nie staje na pęknięciach płytek. Potrafią nie spuścić za sobą wody lub nie odpowiedzieć na dzień dobry. Mamroczą coś pod nosem. Wykład z podkładem „na kolana chamy śpiewa lucjan pavarotti”.

 

Jestem taki rozdarty na myśl o przyszłości.

nigdy_i_nigdzie : :
mar 23 2004 vs predator
Komentarze: 6

            Ludzie nie straszcie mnie, bo wczoraj mało nie przegryzłem kubka po jednym z komentarzy. A to mój kubek z wiewiórką! Poza tym w takich czasach żyjemy że pierdzący motyl w hongkongu wywołuje tsunami w Wałbrzychu więc nigdy nie wiadomo co czym się skończy.

 

A czego się boję?

 

(…) Stawiłbym czoła. Ale w obecnej chwili nie jestem w najlepszej formie. Gdybyście zechcieli...

- Świetnie to sobie obmyśliłeś, Ash - przerwała mu Ripley, kręcąc głową. - Ale nic z tego.

- Idioci! Czyż nie rozumiecie, z czym przyszło wam walczyć?! To stworzenie jest organizmem doskonałym, organizmem o niezwykłej wprost budowie. Jest przebiegłe, agresywne, jest złe, jest kwintesencją zła. Z waszymi ograniczonymi możliwościami nie macie szans z nim wygrać.

- Boże... - Lambert gapiła się tępo w gadającą głowę. - Ty je podziwiasz, Ash.

- A jak można nie podziwiać prostej symetrii, którą ono reprezentuje? To pasożyt, uniwersalny drapieżnik polujący na wszystko, co oddycha, bez względu na warunki klimatyczne. To istota, która potrafi przetrwać w uśpieniu tysiące lat, w najcięższym środowisku. Kieruje się tylko jednym instynktem: przeżyć i trwać. Człowiek nigdy się z czymś takim nie spotkał, nigdy. Szkodniki czy pasożyty, z którymi dotychczas walczyliście, to owady członkonogie i ich podklasy. To stworzenie tak się ma do ich zaciętości, okrucieństwa i skuteczności działania jak inteligencja człowieka do inteligencji pierwszej z brzegu larwy. Nie jesteście w stanie z nim walczyć, nie jesteście w stanie nawet o tym myśleć.

- Dość tego pierdolenia. - Dłoń Parkera opadła na kabel.

Ripley powstrzymała go gestem ręki. Spojrzała na. głowę naukowca.

- Jesteś oficerem odpowiedzialnym za sprawy naukowe, Ash. Jesteś nie tylko narzędziem w rękach Towarzystwa, jesteś członkiem naszej załogi.

- Daliście mi mózg, daliście mi intelekt. Z intelektem przychodzi konieczność wyboru. Jestem wierny tylko prawdzie, jej odkrywaniu. Prawda naukowa domaga się piękna, harmonii i, ponad wszystko inne, prostoty. Wasz problem, to jest albo wy, albo obcy, znajdzie proste i eleganckie rozwiązanie: tylko jedna z walczących stron przetrwa.

(…)

Wyłącz go, Ripley.

- Tak - odezwała się Lambert - wyłącz go.

Ripley obeszła stół i zaczęła wyciągać wtyczkę z kontaktu.

- Ostatnie słowo - rzucił szybko Ash - coś w rodzaju testamentu, jeśli pozwolicie...

Ripley zawahała się.  - No?

- Może to stworzenie jest inteligentne, naprawdę inteligentne. Kontakt z nim może być dotknięciem nieznanego świata.

- Ty próbowałeś?

- …

Ripley wyrwała wtyczkę z gniazdka.

 

Off

 

Dziękuję Ash, to było dokładnie to.

Poza tym jest piękna.

 

 

nigdy_i_nigdzie : :
mar 22 2004 voyeur
Komentarze: 17

            Przyglądając się temu wszystkiemu co budowało w moich oczach absolutną wyjątkowość Anny znajduję takie jej cechy, które być może budziły jej irytacje a moje wzmianki o nich jej rozczarowanie.

            Najbardziej prototypową cechą z tych o których myślę była niechęć Anny do podkreślania własnej kobiecości. Znajdowało to wyraz w każdym możliwym elemencie jej własnego wizerunku jeśli tylko zdołała go tak odczytać.

Wymieniać można by długo.

Brak makijażu bądź bardzo sporadyczny i niemal niedostrzegalny,

Najczęściej workowate i niedopasowane ubrania

Kiecki, kolczyki, pończochy, kozaczki i wszelkie inne gadgety to wszystko było w zasadzie z góry wykluczone. Posiadała chyba dwie spódnice, które określała jako mini, przy czym jedna z nich, uszyta przez mamę koleżanki, demolowała kształt jej figury bardziej niż zgrzewka milki z orzechami. Mini oznaczała tu zresztą mniej więcej dwa centymetry nad kolano. Dla moich wiecznie spragnionych jej ciała oczu był to zresztą nieustanny pretekst do jak najszybszego ściągania z niej wszystkich możliwych ciuszków bądź nieco otępiennego wpatrzenia w to co widoczne. Doprawdy wychylająca się z limuzyny ręka Marleny Dietrich w długiej rękawiczce nie budziła we mnie takich emocji jak jakikolwiek skrawek jej nie zamaskowanego ciała.

           

            Pominąwszy jej własną opinię na temat swojego ciała ja nie miałem żadnych zarzutów. Długi czas po tym jak nasza fizyczna relacja nabrała bardzo intymnego charakteru miałem okazje zobaczyć  drugą mini spódniczkę i to w zestawie delux bo wraz z czarnymi rajstopami i butami na obcasie – też czarnymi, na paseczkach. Siedząc w jakimś maku obróciłem się patrząc na nią jak stoi przy ladzie i zamawia kawę i nie skłamię że zapatrzyłem się jak ciele. Miała nogi jak tancerka – długie smukłe łydki, kształtne uda przechodzące w najwspanialszy tyłeczek na świecie nad którym moje spojrzenie zamyślało się na jej wąskiej talii. Patrząc na te wszystkie zgrabności smukłości i krągłości myślałem chwilo trwaj – moje spojrzenie nieodmiennie ją peszyło więc tak naprawdę mogłem przyglądać się jej wtedy gdy nie zdawała sobie z tego sprawy. Wszystko to było najczęściej skrzętnie poukrywane pod długą czarną ortalionową kurtką i luźnymi sztruksami co sprawiało że ogólno męski bank informacji wydziału psychologii nie miał jasności w temacie Anna. Dobry rok po naszym poznaniu mój najlepszy przyjaciel zatańczył z A na jakiejś imprezie po czym podszedł do mnie z nieco zamyślonym wzrokiem i oznajmił mi do ucha: stary! Ania jest niesamowicie szczupła!

 

              Anegdotki można mnożyć. Ja osobiście jestem zdania iż jej seksualność objawiała się tylko i wyłącznie wtedy gdy ona właśnie tego chciała i to tylko wobec określonej osoby. Do jej charakterystycznego stylu należało przemykanie się drobnymi kroczkami pomiędzy niezauważającymi ją facetami w perfekcyjnie szaromyszkowy sposób. Gdy jednak znalazła się przy mężczyźnie, którego być może uznawała za godnego siebie wszystko zaczynało w niej śpiewać i kwitnąć – bo we mnie jest seks…

I to było bezwzględnie kobiece.

 

Poza tym miała bałagan w torebce, to nic że wyglądającej jak wojskowy chlebak.

 

W zasadzie to chciałem napisać o jej matce skąd to wszystko się wzięło

Ale tak się jakoś zamyśliłem

Zatem w następnym odcinku.

 

nigdy_i_nigdzie : :
mar 21 2004 heya
Komentarze: 6

Niektórzy z moich znajomych mają jeszcze zasady.

Jeden na przykład nie pije pepski bez gazu.

Też podobno coraz więcej ludzi ma idee.

 

nigdy_i_nigdzie : :